wtorek, 30 marca 2010

Rozwódka

Poznałam B dawno temu, tak dawno, że właśnie próbuję wyliczyć jak dawno i wychodzą mi dość duże cyfry. Ja mogłam mieć wtedy 17 lat, B z racji tego, że młodszy, myślę po 15-tych urodzinach. No to teraz sobie sama uświadomiłam, że znamy się 20 lat!!!! To absolutnie zobowiązuje do napisania tego tekstu.
Znajomość z B była (jest) urocza. Poznaliśmy się na .....przystanku. Każdego ranka sterczeliśmy na nim w oczekiwaniu na autobus linii 93, B do Liceum Plastycznego, ja do VIII LO. Wspólne poranne podróże szybko przerodziły się w wieczorne wizyty u B, do którego biegałam codziennie pod pretekstem wyjścia na spacer z moim psem. Pies wracał do domu co prawda niewysikany i niewybiegany, ale za to niemiłosiernie nażarty, a to za sprawą pana A-ojca B.
Były też okresy niewidzenia się, kiedy B miał dziewczyny i jakoś wtedy wszystko nam się rozłaziło. Mijały lata, dorastaliśmy, wiem, wiem, ktoś zapyta czy my nie mogliśmy się połączyć inaczej niż w koleżeństwie?. I owszem, były próby podjęcia takiego wyzwania, jednak kończyło to się absolutnym fiaskiem. Pamiętam, że B był moim chłopakiem chyba przez tydzień. Dziś jako dorośli ludzie wiemy, że nasze połączenie w relacji innej, to nie jest dobre połączenie:).
Ja zabiłabym B za spowolnienie wszystkich procesów życiowych oraz zdania typu - "....tak jak byś chciała, kochanie....", B nie zniósłby mojego zamiłowania do alkoholu, towarzystwa, gadania, jedzenia, nieładu na głowie, braku umiejętności zarabiania pieniędzy itd, itd, lista jest długa. Tak czy owak polałaby się krew.
Po tym jak dowiedzieliśmy się, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni, B poznał K. K natychmiast została dziewczyną B, po kilku latach narzeczoną aż w końcu żoną. Piękne mieszkanie, piękny samochód, piękne dzieci, piękne wakacje, serio wszystko piękne. Fakt, napięcie między mną i K było. Raz mniejsze, raz większe, kiedyś osiągnęło apogeum, ale po to, aby nasze stosunki już dalej wyglądały poprawnie, ale jedynie poprawnie. Nie mogłam zaufać komuś, kto ma wyznaczony matematycznie przedziałek na głowie.
No i właśnie, mogłam się wszystkiego spodziewać po K, ale nie tego, że pewnego dnia bezceremonialnie wykopie B z domu. Tak po prostu..... nie kocham cię, nie chcę żyć z tobą dłużej, chcę żebyś się wyprowadził. B w szoku, nokaut prosto w jaja. Łzy, niezrozumienie, błaganie. Nic z tego, K najwyraźniej zdecydowała. Z podkulonym ogonem B się wyprowadził, wynajął mieszkanie, cierpiał. Nie widywaliśmy się można powiedzieć wcale. Myślę, że cierpiał bardziej niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Cierpiał w samotności, w której nie potrafi funkcjonować. To człowiek, który jest stworzony do życia w parze, inaczej nie istnieje.
Minęła zima i wraz z latem pojawiła się N. B zakwitł po raz kolejny. Pomyślałam - światełko w tunelu. Gdyby nie N mogłoby być kiepsko. B wrócił do żywych i widać zaczyna układać puzzle na nowo. Bardzo polubiłam N (nie ma równego przedziałka:]) i odzyskałam przyjaciela, choć kiedyś wysnułam teorię, że przyjaźń damsko-męska nie jest możliwa, ale my jesteśmy poza teorią, wszak sprawy łóżkowe mamy już za sobą i teraz spokojnie możemy się przyjaźnić do późnej starości. Wyobrażam sobie jak spotykamy się na podwieczorku uroczo pchając przed sobą nasze balkoniki. Choć może lepsza wersja bez balkoników.
B od kilku tygodni jest po rozwodzie i niedługo wprowadza się do N. Myślę, że muszę się szybko zaopatrzyć w nową, śliczną sukienkę i parę wystrzałowych szpilek, bo jak znam mojego przyjaciela, mogę się spodziewać pewnych uroczystości, choć nie chciałabym wyprzedzać faktów. Tak czy owak sukienka i szpilki na pewno się przydadzą.
Może czasami muszą się wydarzyć pewne rzeczy, aby inne mogły zaistnieć. Może czasami kop w tyłek jest potrzebny. Kiedy smutno wydaje nam się, że nasze cierpienie, to największe cierpienie na świecie, a przecież to tylko kropelka w morzu cierpień. Zawsze pojawia się światełko w tunelu, czasami natychmiast, czasami trzeba na nie poczekać, ale tym bardziej wtedy cieszy.
Z K nie widuję się od roku, choć wciąż jestem z nią związana - w jej piwnicy stoi mój rower, o który się strasznie wkurza. Jutro go zabieram i właśnie sobie pomyślałam, że choć ta znajomość nie była oszałamiająco fajna, to trwała i w pewnym sensie też trochę czuję się, jakbym się rozwiodła.
Izabella rozwódka.

11 komentarzy:

  1. Więc ja tak sobie myślę, że mnie np. małżeństwa jakoś tak porozbijały przyjaźnie. Przynajmniej je ograniczyły. I z drugiej strony myślę, że ja jestem przeciwieństwem B. Bo ja przestaję istnieć w związku. Wystarczy mnie w nim zamknąć na jakieś kilka miesięcy i ja uciekam, w towarzystwo, alkohol... A może nie trafiłem na swoją połówkę. Kto to wie. Nawet ja nie jestem już niczego pewien, ale z uśmiechem dziś od ucha do ucha mówię Ci "miłego dnia"! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jestem przeciwieństwem B i choć w związku, to czasem znikam choćby na chwilę, bo inaczej czuję stryczek na szyi. Nikt tego nie rozumie, a ja muszę. Stąd moje samotne, nocne eskapady od czasu do czasu. Byś mnie widział w piątek w Dragonie!
    Cieszy mnie Twój szeroki uśmiech!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj idę się spotkać niby ze znajomymi na piwo w Dragonie, ale potem planują Volierę (panie, strzeż mą duszę), jakbyś ochotę miała to mogę dać Ci znaka koło 23 i gdzieś dotrzesz :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam karę. Mogę dopiero po świętach:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahahaha, karę LOL Mąż Cię wsadził do kozy?

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, jak wróciłam w piątek to słońce już nie spało.

    OdpowiedzUsuń
  7. znaczy się to już była sobota:))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja serio ostatnio coraz czesciej z rozrzewnieniem wspominam moj okres poznanski jak Was czytam!! ach, poszloby sie z Wami na piwo i wrocilo jak przez Rataje przejezdzaja pierwsze poranne tramwaje...

    Ale tak od siebie, to ja mam wrazenie, ze Ty i B to ja i Ksiaze. Forever, acz pod napieciem. Ale dla takich zwiazkow warto zyc.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myśmy jeszcze z bratem Twoim na tym piwie nie byli. Ale co się odwlecze, to.....

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale sam fakt, ze mozecie w kazdej chwili, podczas gdy ja bym sie musiala wpakowac w samolot... chlip...

    OdpowiedzUsuń
  11. Izabello, lov u:)
    bezprzedziałkowa, totalnie nieidealna i niebezpiecznie do Ciebie podobna (hm....)
    N.

    OdpowiedzUsuń