środa, 23 maja 2012

Ludzie najczęściej godzą się na spadające na nich nieprzyjemności, bo doskonale wiedzą, że są one konsekwencją wcześniejszych przyjemności:)

Nawet największa fascynacja drugim człowiekiem mija, kiedy uświadomisz sobie, że ów cud-miód robi ciągle pierwsze okrążenie w toku rozumowania, podczas gdy ty jesteś już przy drugim. Tak oto dokonuje się myślowy dubel, czar blednie, urok gaśnie:)

Czasami kiedy pomyśleć o własnych wybrykach, hulankach, uleganiu namiętnościom, nierzadko ekscesach, człowieka wypełnia wstyd. Ale jeśli zaraz po tym pomyśleć o tych, którzy tego wszystkiego nie popełniają powinno nas ogarnąć błogie uczucie spokoju, bo my owszem, wydajemy na to pieniądze, ale oni za skuteczną sesję u psychologa płacą trzy razy tyle!

Kobieta doskonale wie co oznacza inwestycja w samą siebie. Zakupiona sukienka i szpilki dokonują cudów przed wcześniej zatrzaskującymi się przed nosem drzwiami. Głęboki dekolt i płytkie (jak dla niektórych) środki perswazji powodują, że stosunkowo niewielka, ale właściwa inwestycja przynosi wymarzone korzyści, o ile urzędnik (o zgrozo!) nie jest kobietą.



I.Bo

sobota, 19 maja 2012

Bardzo polubiłam i zawsze będzie mi się miło kojarzyć.



Jedno dziecko w Szczecinie, drugie śpi z kotem na kanapie. Cisza, spokój, raj....:)

I.Bo

piątek, 18 maja 2012

Kiedy ludzie chcą wziąć ślub idą do urzędu, ustalają termin i tego wspaniałego dnia rzecz się dokonuje. Jest przyrzeczenie i dokument. A kiedy chcą się rozwieźć nie mogą iść do tego samego urzędu i się wykreślić. Muszą iść do sądu i opowiadać dlaczego nie chcą już być małżeństwem, czasami dość szczegółowo.
Dlaczego?




Wspaniały, słoneczny dzień....
Wszystkiego dobrego :)

I.Bo

środa, 16 maja 2012



You want me?
Fucking well come and find me
I'll be waiting
With a gun and a pack of sandwiches
And nothing....

Czy jest fajnie?
Jest nieźle.
To znaczy nie jest źle:)
Jakby bardziej obojętnie na świat.
Pisać się nie chce, jeść się nie chce, pić i upijać też się nie chce. Co gorsza,.....nie chce się czytać. Pewnie zaraz się dowiem od Dr. Jacka, że jak nic dopadł mnie kryzys wieku średniego. Wszystko co robię właściwie podchodzi pod kryzys wieku średniego, więc ja się na wszystko już zgadzam. A niech mnie dopada. Sam diabeł niech po mnie przyjdzie. Nie stawiam oporu. Ze mną jak z dzieckiem, za rękę i do....piekła.

Idę na kawę. Pogapię się na ludzi i świat, przemyślę kilka spraw, kryzys też. Ten poranny moment dnia jest błogosławieństwem.

Wszystkiego dobrego i uśmiechu:)
I.Bo

niedziela, 6 maja 2012

Na dziś



Na niedzielne popołudnie
Na lampkę wina do obiadu
Na ten deszcz
Na gapienie się w okno
Na kawę na balkonie
Na zajęte swoimi sprawami dzieci, których jakby dziś wcale nie ma
Na machanie palcem w bucie
Na ostatnie strony książki
Na rozpoczęcie nowej
Na romantyzm
I jego brak

.....na wszystko
po prostu urocze...

I.Bo

środa, 2 maja 2012

wolny - zależny

2.30 w nocy i przewracanie z boku na bok. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Wstałam o 3.40 i podreptałam do kuchni. Zrobiłam kawę i przeczytałam całą książkę do tzw. przyzwoitego rana, kiedy wstała reszta domowników. Dobrze się poczułam. Ale nie z powodu przeczytanej książki. Z powodu tego dziwnego uczucia, które znałam już wcześniej i które pojawiało się dwa, może trzy razy w moim życiu. Nadejście końca, ale takiego dobrego. Końca dobrej rzeczy o której wiesz, że się skończy i możesz później dobrze wspominać. I ten koniec choć o nim wiesz, zawsze jednak zaskakuje. Jak moje porody - zawsze wcześniej i bez bólu, czyli trochę nie wiadomo było że to już. Tyle, że poród to początek nowego, a koniec to jednak koniec. Choć taki koniec to znów najwspanialszy stan umysłu (przynajmniej mojego). Ten stan to wolność. Na tę jedną rzecz w życiu jestem zachłanna. Nie znoszę spinania się, bezsensownych nerwów, potoku głupich słów, które wprowadzają napięcia w domu. Dziwacznych obowiązków, obrządków, przyzwyczajeń nad którymi nikt się nie zastanawia i są tylko dlatego, że są, że powinny być. Ciągłej gonitwy. Plan na niedzielę - spacer, zakupy, obiad, kawa u cioci. Święta - tysiąc wizyt, każda na innym końcu miasta, tony jedzenia wcześniej kupionego w amoku zakupów także z podniesionym ciśnieniem, godziny sterczenia przy garach, cztery zupy, bo każdy chce inną, czekania na krewnych, spóźnienia (bo czas z gumy nie jest), obrażone miny i nerwy. Wszystko bez powodu. Człowiek sam sobie to robi, a potem się wścieka.
A przecież można obudzić się rano, popatrzeć kto tam obok nas leży w łóżku i
uśmiechnąć się. Niespiesznie zacząć dzień, bo do czego tu się spieszyć?
....Do ciotki, na spacer, na zakupy, do restauracji na obiad....itd...itd...itd.
Do zawału! A tego przecież nikt przedwcześnie nie chce.

Życzę dobrych wolnych dni bez spinki, bo widziałam co się działo na ulicach i w sklepach przed tzw. długim weekendem. Współczuję wszystkim, którzy musieli przez to przechodzić. Proszę następnym razem powiedzieć DOŚĆ i spokojnie czytać sobie gazetę na kanapie, na balkonie, na trawie......gdzie tam Państwo najbardziej lubią. Szkoda życia.
Jakoś tak wyszło, że początek był o końcu, a koniec o zupełnie innej rzeczy. Ale nie ma co rozwijać. Koniec to jednak zawsze koniec:)



....choć kiedyś napisałam, że wolny człowiek to taki, który wie, że jest zależny:)
I.Bo