środa, 26 maja 2010

New Day

Wszystko jest dobrze, zbliża się lato. Nie oglądam się za siebie, cud dnia następnego. Co nieprzyjemne zostało za plecami i nigdy do tego nie wracam. Lubię cieszyć się drobiazgami, maleńkimi sprawami, osiągnęłam w tej dziedzinie mistrzostwo świata. Dzięki temu ryj się uśmiecha i dzięki temu mam wspaniałe zmarszczki. Są ludzie, którzy mają tak wiele i w bonusie skwaszoną minę prawie zawsze. A może to taka prawidłowość, kiedy masz za dużo wszystkiego przestaje Ciebie to cieszyć. Bo kto chciałby mieć Gwiazdkę codziennie? Pierwsza moja myśl brzmiała - bo kto chce pić szampana codziennie? Ale natychmiast pojawiła się odpowiedź - ja:). Musiałam zamienić na Gwiazdkę:). Więc rozdaj to, czego masz nadmiar a pogoda ducha gwarantowana. Skromne życie ze zwykłymi ludźmi sprawia, że czujesz je intensywniej, że jesteś bliżej. A przecież ma się je jedno, więc głupio byłoby przeżyć je tak, jakby go wcale nie było.




P.S
Tydzień, prawie bez alkoholu za mną. Piszę prawię, bo pozwoliłam sobie na lampkę wina dwa razy. Zdrowo się odżywiam i nieustannie mam ochotę na wycieczki.
Ktoś mnie zapytał wczoraj czy jestem szczęśliwa. Niewątpliwie jestem szczęściarą.

sobota, 22 maja 2010

Emil Zátopek

- Mamo wiesz co, ja chyba zostanę sportowcem.
- Co!!!??? Kubek wypadający z rąk roztrzaskuje się o podłogę (niech to szlag trafi, kolejny).
- Jak to? Przecież chciałeś zostać muzykiem.
- Namyśliłem się i wolę być sportowcem.
- Możesz chodzić do szkoły muzycznej, być muzykiem i uprawiać jakiś ulubiony sport, tak wiesz, dodatkowo dla przyjemności.
5 minut później wraca do kuchni.
- Nie. Będę chodził do szkoły sportowej, a dla przyjemności będę grał na gitarze, albo na perkusji albo na pianinie.......a można grać na tym i na tym i na tym?
- No można. A jaką dyscyplinę wybierasz? (w nadziei, że słowo dyscyplina będzie brzmiało mało zachęcająco i zmieni zdanie).
- Boks, golf, albo bieganie.
No tak, boks odpada natychmiast, pozostaje golf i lekkoatletyka. Golf wydaje się ok - elegancki, w miłych okolicznościach przyrody, za dobre pieniądze ( nie mam pojęcia, ale zawsze tak się kojarzy) i wydaje się być mało kontuzyjny. Chyba, że przeciwnik ze złości przypierdoli ci kijem golfowym, lub oberwiesz piłeczką w łeb. Przypadki wpadnięcia pod koła tych śmiesznych samochodzików sunących po nieludzko równo przyciętej trawie nie są znane.
Pozostaje jeszcze bieganie, nic o tym nie wiem. Myśląc o bieganiu wyobrażam sobie ciągłe treningi, wyjazdy, zgrupowania, tona spoconych facetów razem pod prysznicem. Swoją drogą ciekawe czy wśród sportowców jest dużo homoseksualistów? Pewnie jak wszędzie. Jeżeli kiedyś przyprowadzi do domu Ryszarda, cóż będzie począć - pokocham jak syna.
Fakt, że często mieszkałby poza domem działa na plus. Jestem zwolenniczką teorii, że dzieci należy wychować, wykształcić i wypuścić szybko z domu. W świecie nauczą się więcej niż pod naszym skrzydłem.
Nie mniej wolałabym aby został wysportowanym muzykiem niż umuzykalnionym sportowcem. Ale co ja mogę chcieć. Obawiam się, że takiej mocy nie mam. Zawsze zadziwiali mnie rodzice, którzy z chirurgiczną precyzją planują przyszłość swoich dzieci. Zaczynają zazwyczaj od nadania mu wyjątkowego imienia i rozpoczyna się przedstawienie podczas którego w przerwie po dwóch pierwszych aktach mamy np. rozwód rodziców. Miało być wyjątkowo i jest.
Ale wracając do małego sportowca, faktycznie zauważyłam ostatnio, że ciągle biegnie. Biegnie nawet wtedy, kiedy nie musi. Jestem nieodpowiedzialną matką, ponieważ pozwalam mu biec chodnikiem do końca ulicy, aż do kolejnego przejścia dla pieszych. Umowa jest taka, że tam czeka. Ja oczywiście muszę mierzyć czas. Doszłam do takiej wprawy, że nawet nie włączam stopera w telefonie tylko liczę w myślach i to się zawsze zgadza (wcześniej był stoper). A jak się kiedyś nie zatrzyma? Co ja gadam!
W optymistycznym nastroju, myśląc już o tym, że stoję na Okęciu i czekam na mojego syna olimpijczyka, wyprodukowałam dziesiątki przepysznych serowych kluseczek, które przyszły sportowiec zjadł w 5 minut. Jak zjadł, zapytał natychmiast - a teraz na co jestem głodny? Ręce mi opadły. Teściowa ciągle biadoli, że on taki długi i chudy. Jak ma nie być chudy, jak ciągle biegnie. Poza tym zawsze powtarzam, że szczupły oznacza zdrowy.
Poszliśmy również na bardzo długi spacer podczas którego syn mój oczywiście biegł, zmuszając mnie tym samym do bardzo, bardzo szybkiego marszu. Odwiedziliśmy nowy park z nową fontanną, z której woda jeszcze nie tryska i tam właśnie doszło do pewnego incydentu ze mną w roli głównej. Jakub oświadczył, że obiegnie park dookoła, a ja oczywiście liczę czas. Ok, położyłam torbę na ławkę, usiadłam a kiedy mały pędrak wystartował zerwałam się i nie wiem zupełnie dlaczego wrzasnęłam z całych sił, na cały park...............RUN FORREST, RUUUUUN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wszystko w parku zamarło, cały Poznań wydawało mi się zamarł na kilka sekund.
Panie chroń mą duszę.

czwartek, 20 maja 2010

Nie dla dzieci

Ludzie to idioci. Zdecydowanie lepiej dać w ryj. Jednej i drugiej stronie rzecz jasna. Czy jest tu gdzieś ekipa sprzątająca?

FUM

środa, 19 maja 2010

XYZ

Yyyyyyyyyyyyyy, czy to koniec?
Ale czego?
Nie wiem.
Koniec może być wybawieniem?
Może.
A może być też początkiem?
Zawsze jest.
To dobrze.
Może niczego nie było?
Możliwe.
Zatem nie można mówić o końcu.
Moglibyśmy sobie to wyobrazić.
Ale co?
Że coś jednak było.
Wtedy wyobrazimy sobie koniec?
Tak, to przecież koniec.

wtorek, 18 maja 2010

Viva la vida nueva

Uroczyście oświadczam, że od dzisiaj, od tego momentu rozpoczynam nowe życie. Nie będę piła, nie będę włóczyła się po nocy, nie będę opychała się niezdrowym jedzeniem, zdrowym zresztą też nie. Pozwalam sobie na lampkę wina do pysznej kolacji, którą zdarza mi się popełnić czasem w tygodniu i na lampkę we wtorki, ponieważ uwielbiam we wtorki oglądać Wojewódzkiego w łóżku z kieliszkiem wina właśnie. Ale cały czas mówimy o jednej lampce. W przypadku spotkań ze znajomymi i przyjaciółmi max do trzech kieliszków. Na zakupy, będę chodziła najedzona i tylko do ładnych sklepów, w ten sposób nacieszę oko i nie przyniosę żadnego świństwa do domu, a jak nie przyniosę, to nie zjem. I będę zabierała na zakupy ładną (trochę babską) Arka torbę, to może też sprawi, że głupio mi będzie zapakować do takiej torby pasztetową lub jakie inne świństwo na przykład. Pff, jakie to proste. Swoją drogą jak się Arni z torbą na mieście pokaże, to babki Go zeżrą. I tak już zżerają, ale z torbą to będzie koniec. Dziwna rzecz, kiedyś nie zwracały tak bardzo uwagi, a ostatnio często się to zdarza. Ciągle słyszę jakiego mam przystojnego męża. Fajna dupa z ryja.
Oznacza to , że Aras jest jak długo dojrzewający ser, lub wytrawne wino, im starszy tym lepszy. Cholera no i proszę, jeszcze nie przeszłam do czynu a już o jedzeniu i piciu gadam. Przestań, przestań, nie myśl. Wyobraź sobie, że jedzenie nie istnieje, że wino nie istnieje, nie ma ich. Ok, wyobraziłam sobie, dobrze, że taka wyobraźnią obdarzona jestem. No tak, chodzi o to, że muszę znaleźć jakąś inna rzecz, która będzie dla mnie absolutną przyjemnością, będzie mnie relaksować i powodować, że życie czasem nieznośne, będzie stawać się całkiem do zniesienia. I na to Arek - zacznij biegać, zobaczysz jaka będziesz uszczęśliwiona. Tylko zacznij wreszcie.
No i podejrzewam, że ma rację. A zatem uroczyście oświadczam również, że w moje życie zawita sport.
Musiałam, to wszystko zrobić publiczne, bo to już chyba ostatnia szansa. Skoro ogłosiłam, to muszę się teraz tego trzymać, bo inaczej będzie mi bardzo wstyd, że nic się nie udało.

Parę dni temu Natasza leży na kanapie, Arek przechodzi obok, patrzy na nią i mówi
- córeczko, jak ja bym chciał, żebyś ty jakiś sport uprawiała, poruszała się trochę
- no przecież uprawiam tato
- jaki???!
- WF
:)

poniedziałek, 10 maja 2010

Dziś w nocy znowu nie mogłam spać. Obudzenie tym razem nastąpiło o 3.20. Wstałam, spoglądam przez okno na ulicę i już z automatu w okno Zibiego, tak przyjacielsko - sąsiedzko, czy aby wszystko w porządku, czy się nie pali lub jakie inne nieszczęście Sąsiada mego nader uroczego się nie czepiło i czy pomocy nijakiej nie potrzebuje. Wszędzie ciemno, u Zibiego światło zapalone. Myślę - no tak, albo pracuje, albo przy barze siedzi. Pierwsza myśl wydała się obłąkańcza, bo ile pracować można i choć Sąsiad mój pracy ma sporo, wiem bo widzę (o ile jestem w domu) Jego prawe ramię, które porusza prawą dłonią, która operuje myszką nieustająco, no ale na pewno nie o 3.20. Postawiłam na bar i słusznie. Pospacerowałam trochę w ciemnościach po mieszkaniu, spacer krótki, bo i mieszkanie nieduże. Lubię ostatnio chodzić po ciemku. Kiedyś się bałam i to bardzo, Oko Saurona musiało chodzić w nocy ze mną do łazienki. Co prawda Oko nie otwierało nawet własnego oka, ale prowadzone za rękę dzielnie ze mną szło na śpiuta. Teraz się nie boję wcale i nawet lubię. To kolejny i niezaprzeczalny dowód na to, że wreszcie jestem tam gdzie być powinnam. Swoją drogą Zibi kiedy się przeprowadzi - a nastąpi to już niebawem - odetchnie z ulgą, że nikt mu wreszcie w okno nie zagląda. A może będzie Jemu tego brakować, kto wie?:).
Mnie Zibiego będzie brakować na pewno. Jestem jak pies - szybko się przywiązuję.
Spędziłam bardzo miłe piątkowe popołudnie w mojej kuchni, w towarzystwie Pana M, który wszedł dzielnie z nogą w gipsie na moje czwarte piętro. Z nogą w gipsie i z butelką wina w dodatku. Myślę, że nie było to jedyne popołudnie jakie przyszło nam spędzić wspólnie, nie ostatnie:). Co prawda nie poszliśmy ani na wernisaż, ani na koncert na który pójść razem mieliśmy ale i tak było bardzo miło. A może właśnie dlatego nie poszliśmy. Z powodu miłej, kuchennej atmosfery.
Właściwie nie wiadomo o czym jest ta notka, wiedziałam w nocy jak się obudziłam, ale zapomniałam. To się zdarza nawet w najlepszych domach. Jak coś jest trochę o niczym lub o nie wiadomo czym to mówi się, że jest "o dupie Maryni". Pomyślałam teraz, że to okropne powiedzenie, przepraszam wszystkie Marynie. No to powiedzmy, że to ja jestem Marynią i dupę też w sumie mam.
"Śpiuta" rymuje się z "fiuta" - tak mi się jakoś bez sensu skojarzyło.
Dobrego wieczoru i nocy życzę Państwu.
Amen.

środa, 5 maja 2010

Tylko nie to!

O nie, o nie, tylko nie ckliwy nastrój! Że tez musiałam dzisiaj trafić na ten kawałek. Gnoje w radio dzisiaj puścili. Chyba mnie na złość. Kurwa! Uprzejmie przepraszam za przekleństwo, ale inaczej dziś się nie da. Zbierz się dziewczyno, bo rodzina na ciebie liczy.....na obiad dobry jeszcze i na uśmiech uroczy, aha no i na niekończącą się podobnie jak kłopoty cierpliwość. A i jeszcze jakąś zarobioną kasę. Właśnie, jeszcze te gówniane druki do banku, z którymi kompletnie nie wiem co zrobić, bo ni w ząb treści nie rozumiem. Czy nie lepiej byłoby się urodzić chłopcem? Przynajmniej nie trzeba by było mieć perfekcyjnej linii. Nie, no szczupłym facetem starałabym się być, ale nie perfekcyjnym! Bo w naszym społeczeństwie jak perfekcyjny to pewnie gej, więc to przynajmniej miałabym z głowy. Kiedy do lekarza i kiedy biegasz? Jutro. Iza, kurwa!!! E tam, no zacznę....., a że kurwa, to już przecież pisali, to co mi tam, jak ktoś tak w domu krzyknie czy gdzieś, to już nawet bez reakcji. A do lekarza pójdę, bo serio o głowę swoją się obawiam, co jakby poniekąd z wyżej napisanej notki wynika.

niedziela, 2 maja 2010

Dzisiaj rano

- Arek wiesz co, ktoś mi napisał na blogu, że chodzę do knajp żeby robić facetom laskę w toalecie
- o kurwa:)
- właśnie tak pomyślałam:)
- hehe