czwartek, 20 października 2011

Nawet Pies Z Kulawą Nogą.....

Wiedział, że dzisiejszy dzień jest szczególny. To ten dzień, który być może uratuje go od wszystkiego w czym tkwił. Od beznadziei, tęsknoty i zwykłego fizycznego bólu. Patrzył na swoją nogę i wiedział, że długo już to nie potrwa. Jeszcze niedawno miał moment, kiedy chciał siebie ratować. Podszedł pod szpital i stał po drugiej stronie ulicy, patrząc na wejście. I wtedy ją zobaczył. Joanna - minęło tyle lat, a wyglądała zupełnie jak wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Serce mu zamarło z emocji i strachu jednocześnie, że mogłaby go zobaczyć w takim stanie. Uciekł. A był przecież świetnie zapowiadającym się muzykiem......, dziś już to wszystko nie powróci, stracił, choć sam nie wiedział kiedy to się stało. Bo pił, bo nie dbał, bo zawsze stawiał opór wszystkim i wszystkiemu. Pijak, żul, śmieć, bezdomny - tak o sobie słyszał przez ostatnie lata. Wiedział, że dzisiejszy dzień jest szczególny. Noga dawała w kość, tracił lekko przytomność oparty o murek, myśląc, że to zmęczenie i brak jedzenia. Ludzie z odrazą odwracali od niego głowy. Smród wydobywający się z ran był nie do wytrzymania. Nie było nikogo, kto zatrzymałby wzrok na nim dłużej niż kilka sekund, nikt poza jego jedynym, wiernym przyjacielem, oprócz Psiny Z Kulawą Nogą. Psina leżała obok opierając łeb na jego dłoni. Wiedziała to samo co on. On - Jan Rogucki, rocznik 67, świetnie zapowiadający się muzyk, jak mówili profesorowie Akademii Muzycznej w Poznaniu. Kiedyś miał przyjaciela - Roberta - pracowali jakiś czas razem, później drogi się rozeszły, choć kumpel nie dawał za wygraną i bardzo chciał mu pomóc. Czasami zastanawiał się co powinien zrobić - zabraniać picia na siłę, czy może usiąść i pić razem z nim. Ale doglądał, dbał jak umiał. Kiedy Jan zniknął, nie mieli już kontaktu, oprócz jednego incydentu, kiedy to Janek był już bez domu i tułał się po ulicach. Wpadli na siebie przypadkiem. Robert zaciągnął go siłą do samochodu i zawiózł do szpitala, gdzie pracował znajomy lekarz. Janek wypisał się na własną prośbę następnego ranka. Od tego dnia nie spotkali się już nigdy.
- Nie jest dobrze - pomyślał - dlaczego akurat dziś przypomina mi się Joanna i on. Cholera, czy to naprawdę dziś? Pieprzone życie, niech się lepiej już kończy, chyba sam mam już dość. Może nawet trzeba było zrobić to szybciej, wtedy, kiedy wyszedłem ze szpitala. Tak, to był moment, w którym powinienem był skończyć, albo zacząć wszystko jeszcze raz. Powrót na ulice tylko oddalił dzisiejszy dzień. Nic więcej. W bonusie ból. Nic więcej.
- Nic więcej nie mogę dla Pana zrobić - powiedział urzędas, do którego zwrócił się o pomoc Janek, kilka tygodni temu.
"Nic więcej" to najczęściej słyszany zwrot ostatnich lat.
- I może słusznie, ja też nie miałem "nic więcej" do zaoferowania światu. Nic oprócz muzyki, bo przecież byłem.......świetnie zapowiadającym się muzykiem. To pamiętam. Nic więcej. Nie mam wspomnień, a może tylko na chwilę zapomniałem. Kurwa, co za ból. Śmierć też się Panu Bogu nie udała. No i co skurwielu? Patrzysz na mnie z nieba i co? Czekasz na mnie? Na pewno nie, tacy jak ja lądują na ulicy nawet po śmierci. Tak, tak, ja wiem co powiesz...nieś swój krzyż synu, ale wiesz co? Ja mam w dupie ten krzyż, ja chciałem nosić skrzypce, nie krzyż, czy to tak dużo? Dzięki wielkie stary, pewnie mi powiesz jak każdy, że "nic więcej nie mogłeś zrobić", bo wybory należały do mnie. No i pięknie, kurwa, wybierać też nie umiałem, to teraz mam za swoje.
Popatrzył na Psinę z Kulawą Nogą, która nasłuchiwała pilnie, jakby słyszała wszystkie przed chwilą przelatujące mu przez głowę myśli.
- Ty jedna, kochana mi zostałaś. Kocham cię bardzo i wiesz, martwię się co z tobą będzie jak ja już w końcu odwalę tu kitę w tym zaułku. Kurwa, nawet miejsce mam podłe. Nie....doczołgam się jakoś tam dalej, tam pod te krzaki za budynkami.
Psina rozumiała wszystko, wsparł się na niej i na czworaka, przeszedł kilkanaście metrów.
- Tu kochana już będzie dobrze - powiedział - dalej już nie trzeba. Muszę się położyć, trochę mi słabo i zmęczony jestem. Przytul się do mnie proszę.......
Zamknął oczy i wszystko stało się piękne. Miał skrzypce, miał Joannę, miał dom.....
- Obym się z tego nie wybudził.......

-------------------------------------------------------------------------------------

- Śniadanie jakieś jest w tej budzie? Mogłabyś raz zrobić coś lepszego, co to za parszywe żarcie?!
- Byłoby, gdybyś pieniądze jakieś przynosił. Łazisz tylko z kolegami na wódę, a potem się dziwisz, że jedzenia nie ma. Mareczek gorzej się czuje, do doktora trzeba jechać, lekarstwa wykupić, skąd mam brać na wszystko darmozjadzie jeden.
- Stul pysk, bo ci tak przypierdole, że nawet twój Mareczek mały ciebie nie pozna. Nie miałaś dość ostatnio?
Miała dosyć. I bicia i męża. Czasami modliła się nawet, żeby coś mu się stało, żeby po pijaku pod samochód jakiś wpadł, albo co. Żeby się tak ze swoimi kompanami zapił na śmierć i nigdy już nie wrócił do domu. Nie wiedziała jakby sobie poradziła z trójką dzieci, ale wszystko było lepsze niż Heniek śmierdzący codziennie alkoholem. Chciała rozwodu, ale pokazywał jej tylko pięść i głośno się śmiał, wrzeszczał, że żadnego rozwodu nie będzie, a z bachorami radzić sobie ma sama, jak tyle narodziła. A nawet nie wie czy to jego. Bolały te słowa bardzo. Czyje one miałyby być jak nie Heńka. Przecież jest przyzwoitą dziewczyną, a i dzieciaki podobne do niego. Czasami złość ją taka brała, kiedy widziała heńkową podobiznę w małych twarzyczkach. Zaraz znak krzyża robiła i o wybaczenie prosiła Najświętszą Panienkę, że myśli takie złe ją nachodzą. Przecież dzieciny niewinne, że do ojca podobne. No i że życzyć śmierci się nie godzi, nawet Heniowi. Tylko jak dzieci bił, to serce jej pękało, zasłaniała je swoim ciałem i wtedy dostawała podwójnie. Zakrywała sińce, smarowała maścią i żyła dalej w nadziei, że los się może kiedyś odmieni.
Usłyszała trzask drzwi. Wyszedł znowu się nachlać, chociaż do powrotu będzie miała trochę spokoju. Dzieciaka na spacer weźmie jak starsze do szkoły wyjdą i z Baśką się może spotka na ławce. Baśka zawsze miała dla niej dobre słowo i w krytycznych momentach pomagała jak się tylko dało. Znów uczyniła szybki znak krzyża, tym razem w podzięce Najświętszej Panience za Basię.

-------------------------------------------------------------------------------------
- Heniu, kurwa, na ciebie to zawsze trzeba czekać.
- Moja mi łeb suszyła, że pieniędzy nie daje i do gara niby nie ma co włożyć.
- To ty nie wiesz jak się z suką postępuje? Przypierdolić raz rano, żeby się nie odzywała i raz wieczorem, żeby nie zapomniała za co dostała rano. No, a teraz flaszkę otwieraj, bo mi łeb od rana pęka. Napijemy się chłopie to się zaraz lepiej nam zrobi. Tam za osiedlem jest takie dobre miejsce, ostatnio z chłopakami wypiliśmy siedem flaszek. Mówię ci kurwa.......
- Ty patrz, a ten co tu tak leży z tym psem?
- Nie rusza się, śpi albo co. Co za smród, kurwa, lepiej nie ruszaj, choć Heniek, pies tak jakoś na nas patrzy, kawał bydlęcia.
Odeszli, a Psina z Kulawą Nogą zaczęła kopać dół dla swojego przyjaciela. Stara była, ale silna jeszcze i choć też schorowana wytężyła wszystkie swoje siły i łapami odgarniała ziemię. Kiedy dół był wystarczająco głęboki, zębami chwyciła za podartą kurtkę i wciągnęła przyjaciela. Na powrót zaczęła zagarniać ziemię, kiedy skończyła, zatoczyła kilka kółek na rozkopanej ziemi i położyła się na mogile.

- Ty, a może ten śmierdziel miał jakąś kasę albo coś innego, co by mu zapierdolić można. Choć wrócimy tam i przetrzepiemy go. I tak już chyba tam zdychał, albo tak zapił się, że przytomność stracił, nic nam nie zrobi.
Wrócili na miejsce pod krzakami ale po Janku nie było śladu, tylko Psina z Kulawą Nogą leżała bez ruchu.
- Co jest kurwa, przecież niedawno tu był? Sam nigdzie nie polazł z tą paskudną nogą, gdzieś tu musi być, rozejrzyjmy się, na pewno gdzieś tu jest. Takiemu to dla fanu można mordę skopać.
- Jak się nie broni to co to za zabawa, kurwa.
- Jak to jaka? Podwójna hahahahah!
- Pierdolę to, nie chce mi się gnoja szukać, w dupie to mam gdzie polazł kulas jeden. Po takim to nawet kurwa pies z kulawą nogą nie zapłacze.......
W tej samej chwili Psina wyskoczyła z krzaków. Przerażony Heniek, chciał odskoczyć na bok. Niefortunnie jednak nadepnął na wyrzuconą butelkę i poślizgnął się uderzając głową o kamień. Psina dopadła jego kompana i chwyciwszy go za gardło razem z nim runęła na ziemię. Mężczyzna próbował się wyswobodzić, odpychał jej łeb, jednak Psina była na tyle silna, że nie uległa i zaciskała swoje zęby na jego szyi coraz mocniej i mocniej. Psina nie odpuszczała do chwili kiedy poczuła, że przestał się szarpać a jego dłonie opadły bezwładnie na ziemię. Wstała i obwąchawszy obu, ruszyła do kopania kolejnych dwóch dołów.

-------------------------------------------------------------------------------------
Po trzech miesiącach od trzaśnięcia drzwiami Kaśka dostała pismo z prokuratury, że jej męża Heńka uznano za zaginionego i zaprzestano wszelkich poszukiwań. Siedziała przy stole bez ruchu i czytała po raz kolejny urzędowe pismo.
- Mamo, mogę iść do koleżanki? Potem róże pójdziemy posprzedawać na rynku, groszy parę wpadnie - zapytała jej najstarsza córka stając w kuchennych drzwiach.
- A idź dziecinko, idź, tylko pomóż mi znieść wózek, pójdę z Mareczkiem na spacer, pogoda taka ładna. Może potem placek upiekę, Basia tyle śliwek przyniosła, kompoty porobione na całą zimę....no placek upiekę jak wrócę.
Przytuliła córkę i ukradkiem otarła łzę. Ubrała Mareczka i wyszła. Usiadła na swojej ławce i pospiesznie uczyniła znak krzyża.
- Dziękuję Najświętsza Panienko, żeś mi Heńka zabrała i nawet jeśli to grzech to ja dziękuję, że dzieci więcej bić nie będzie. Źle mu nawet nie życzę, ale żeby do nas już nie wracał.
Po tych słowach na ścieżce pojawiła się Basia. Przeczytała urzędowe pismo i przytuliła przyjaciółkę. Obie siedziały na ławce parę chwil w milczeniu obserwując grających w piłkę chłopców.
- Baśka, widzisz tego psa? On tam codziennie siedzi jak ja tu na ławeczkę naszą przychodzę. Siedzi tam i patrzy na mnie. Bidula, na trzech łapach chodzi, bo ta czwarta krótsza jest, obcięta czy co. Tak mi się serce kroi jak na niego patrzę, może bym go przygarnęła...
- A czemu nie, raźniej by ci było, a i pożytku więcej niż z Heńka. Jak go nie ma teraz, to bierz psa. Mareczek cieszyć się będzie, a i starsze zadowolone będą.
- Psinko choć tu......
Psina jakby czekała na te słowa, podbiegła i położyła łeb na jej kolanach.
- Psino kochana ty moja. Ona tak patrzy jakby mnie znała.....Myślisz Basia, że zaczyna mi się nowe życie?
- Myślę, że całe życie przed Tobą kochana.



P.S wymieniłam piosenkę

I.Bo

wtorek, 4 października 2011