środa, 29 lutego 2012

Byłam wczoraj w Minnesocie

- Chcesz piwo? - zawołał z kuchni.
- Tak.
- Z butelki czy szklanka?
- Jak z butelki to butelka, jak z puszki to szklanka.
Leżałam w pokoju obłożonym szczelnie drewnem. Ściany w drewnie, drewniana podłoga, rogi jelenia nad łóżkiem, stary tiwik na drewnianej szafce, kilka ozdób świadczących o miejscu w którym byliśmy. On przede wszystkim świadczył o tym miejscu. Doskonale widziałam zarys jego mocnej szczęki i niewiarygodnie białe i równe zęby kiedy podawał mi z uśmiechem butelkę. Nawet moja koszulka pasowała. I bielizna z czerwonym "czymś tam" wyglądała jakoś patriotycznie. Patriotycznie w stosunku do tego miejsca. W stosunku do stosunku, który nieuchronnie był przed nami. Jeszcze raz spojrzałam na niego. No nie, prawdziwy amerykański chłopiec! Nie mogłam uwierzyć, ale musiałam. Stał przede mną w bokserkach przystojny, uśmiechnięty, wyluzowany i widać, że szczęśliwy. Czułam, że mnie wyprzedza z tą swoją pewnością i uśmiechem. Chcąc skrócić dystans wlałam w siebie natychmiast pół butelki. Od razu lepiej. Miłe uczucie miękkich kolan i delikatnego łaskotania w podbrzuszu przybyły z pomocą.
- Przyniosę jeszcze dwie butelki, żebym już nie musiał wstawać - powiedział wychodząc do kuchni.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu.
- To chyba twój, w płaszczu ci dzwoni! - krzyknął z kuchni.
- Zobacz kto.
- Wyświetla się MATKA.
Zerwałam się i jednym susem pokonałam odległość niedźwiedzia skóra - kuchnia.
- Halo, cześć mamo.
- A co ty tak dyszysz?
- A nic, wiesz, bo sprzątam właśnie. Sama jestem, dzieciaków nie ma to....no sprzątam sobie po prostu.
- Mhm, dzwonie żeby ci przypomnieć, że dziś jest popielec
- Co jest?
- Przestań, nie udawaj, że jesteś taka ekstrawagancka i nowoczesna i nie wiesz co to popielec, nie tak ciebie wychowałam. Środa popielcowa. I w tej sprawie dzwonię, żeby dzieci do kościoła poszły.
- Ale ich nie ma, są dziś u teściowej.
- No to zadzwonię tam, a ty......lepiej zrób coś pożytecznego. Cześć.
- Cześć.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego?
- Bo rozmawiałaś ze swoją matką jak się domyślam, a stoisz prawie nago, wyprostowana na baczność jak przed plutonem egzekucyjnym:)
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W wielkim lustrze przy drzwiach zobaczyłam własne odbicie. Wystraszony żołnierzyk z kobiecą twarzą, trzęsący się trochę z zimna i trochę z emocji.
- Hej, spokojnie. Nie jest tak jak chciałaś? Myślałaś, że jak się wreszcie spotkamy to będzie fajniej, hmm? O to chodzi? Wracamy do łóżka, bo zupełnie tu zamarzniesz. Poza tym niedźwiedź czuje się samotny - wskazał ruchem głowy na niedźwiedzią skórę, którą ściągnęłam na podłogę wyskakując w panice do telefonu.
Delikatnie pociągnął mnie za rękę w stronę pokoju.
- Nic nie musisz robić. Wskakuj do łóżka, odwróć się w moją stronę i po prostu patrz mi w oczy. Ok?
- Ok:)
- Zdaje się, że jesteśmy nienormalni...
- Trochę - przyznał rozbawiony
- A jak będziesz głodna, to powiedz. W lodówce są hot-dogi.
Oboje parsknęliśmy śmiechem. Oczywiście, co mogło być do jedzenia w tej drewnianej chatce z rogami jelenia i amerykańskim chłopakiem w łóżku. Tylko hot-dogi.
Parę godzin później obudziłam się wciśnięta pod jego ramię. Lekko podduszona wyplątałam się z uścisku i popatrzyłam na niego. Przystojny, inteligentny facet, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. A mówią, że takich mężczyzn nie ma. Sprawdziłam, są. Ubrałam jeansy i sweter, a wychodząc napisałam kartkę...."pojechałam do sklepu po jedzenie". Wsiadłam do samochodu i włączyłam radio.
No jasne - drewniana chatka, rogi jelenia, amerykański chłopak, hot-dogi nad ranem a teraz....Rolling Stones choć to angole. Uśmiechnęłam się do własnych myśli. Patrzyłam na wielką pomarańczową kulę. Ha i jeszcze to, wschód słońca! Przesłodki kicz z neonową reklamą romantycznych uniesień na niebie. Jasna cholera, przytrafił mi się prawdziwy AMERICAN DREAM!!!
Zadzwonił telefon
- Halo
- No nareszcie! Dzwonie i dzwonię i nic. Byłam wczoraj u ciebie, ciemno w oknach, mieszkanie zamknięte na cztery spusty. Gdzie ty do diabła jesteś kobieto???
- Hmmm, tak dokładnie to nie wiem, ale biorąc pod uwagę wydarzenia ostatniej nocy i drogę, którą właśnie jadę, to jestem chyba w Minnesocie:)
- ???!!!

I wieloletnią ascezę szlag trafił.
W Popielec.



I.Bo

wtorek, 21 lutego 2012

Oczywiście - wszyscy marzą o wyprowadzce, ja najbardziej.

Oto fragmenty książki, która rozbija mnie na części pierwsze. Patrząc na nie (te części pierwsze) osobno i z pewnym dystansem, dostrzegam (nieskromnie) własną wyjątkowość, choć to nie ja ją napisałam. Skąd zatem przeświadczenie o własnej wyjątkowości? I tu odpowiedzi brak. Ułuda? Być może, ale niech tak pozostanie. Wolę ułudę, bo rzeczywistość jest zbyt często nie do zniesienia. W takim lekkim skrzywieniu da się żyć i to całkiem luksusowo, a nawet umrzeć, choć jeżeli chodzi o śmierć, to tu człowiek nie ma pewności czy to na serio:)


"Lecz chęć posiadania domu wspólnego z jedną kobietą plus wywar z łóżkowych tkliwości, jakże pochopnie brany za miłość, to za mało, abym sobie świadomie zniszczył życie. Małżeństwo nie da rady bez rozkojarzonego przebijania się przez troski całego dnia. Przebijanie się przez troski z Bogną? Cóż za nieporozumienie! Z równym powodzeniem mógłbym prosić Bognę, aby została Einsteinem - niewspółmierność tak przemożna, że nawet nie wywołuje wzruszenia ramion."

"Przechodzę znów na surową dietę. Uważam, że to nie fair ze strony wątroby, te nagłe impertynencje i pogorszenia. Ale wątroba to nie gentleman, powiedział kiedyś Zbyszek Herbert i chyba miał rację. On się na tym zna."

"Przed południem poszedłem do mojego fryzjera. Jest to ponury cham, ale lubię go bardzo. Ginąca inicjatywa prywatna, malutki zakładzik w podwórzu na Chmielnej. W środku atmosfera niegrzecznej, prostackiej uprzejmości dla swoich klientów. Przeważnie jest pusto, nikt nie czeka pod ścianą i rozmawiamy o kobietach. Mój fryzjer lubuje się w opisach tak zawiesistych od spermy, że domagam się mycia głowy za pół ceny po każdej sesji."

"Z natury jestem optymistą, a także ze świadomego rozeznania i wyboru, albowiem optymizm jest trudniejszy. Nie sztuka jest być pesymistą, uniwersalność gówna jest rzeczą najłatwiejszą do zauważenia, prawdziwym honorem jest umieć zaprzeczyć wszechpotężnemu doświadczeniu."



Pomyślności
I.Bo

piątek, 17 lutego 2012

Kobiety

Dzwoni telefon...

ja: halo
Ona: cześć Iza. Musiałam w końcu zadzwonić, bo jak ja tego nie zrobię to ty..., odkąd mieszkasz w centrum zupełnie o mnie zapomniałaś łobuzie!
ja (pokrętnie): nie zapomniałam...
Ona (tonem nieznoszącym sprzeciwu): dobra, dobra, znam ciebie 20 lat. Przyznajesz się do winy?
ja (skruszona): tak
Ona (wciąż tonem nieznoszącym sprzeciwu): i jesteś gotowa ponieść karę?
ja (rozumiejąc, że już po mnie): tak, zgadzam się na wszystko
Ona (triumfalnie): za dwie minuty dzwonię domofonem, nie masz czasu na przebieranie i make up, schodzisz tak jak jesteś, pozwalam ci zabrać płaszcz, bo piź*** i idziesz ze mną wypić wódkę. Zrozumiano?!
ja (zmiażdżona): tak jest!

Po 20 minutach przy brzęku małych kieliszeczków...

Ona (przyglądając się bezlitośnie moim sińcom pod oczami): mogłam dać tobie jednak pięć minut na make up:)
ja: Boże, jak ja się za tobą stęskniłam...:)

:DDD

piątek, 10 lutego 2012

Siedząc z przyjaciółką w mojej kuchni ...

- Iza, kiedyś rozmawiałyśmy o facetach i seksie, a dziś co? Tylko o jednostkach chorobowych!


Okazało się jednak, że jestem zdrowa. Jak byk!:)
Jestem zdrowa (jak byk) i szczęśliwa. Martwiłam się zupełnie niepotrzebnie. Pomyślałam - skoro tak, to teraz mogę wszystko. Wszystko...wszystko...mogę zabrać się na przykład za... sport. I buch na podłogę trzaskać "brzuszki". Mniej więcej w połowie tego karkołomnego jak się okazało zadania, poczułam niemały dyskomfort. Niezrażona zupełnie niedogodnościami pomyślałam, że przecież nie może być łatwo. Przecież to wysiłek, w dodatku fizyczny. Tu konieczny jest pot, krew i łzy.
Rano wstałam obolała jak po wojnie. Podłoga była chyba baaaardzo twarda, bo zamiast potwornego bólu mięśni brzucha, mam potwornego siniaka na du***:).
Sport to zdrowie.

A dla państwa piosenka, którą bardzo lubię



P.S
Zauważyli państwo jak to debilnie brzmi: niepotrzebnie, niemały, niezrażona, niedogodnościami, nie może:)))

Dobrych dni
I.Bo

czwartek, 9 lutego 2012

Nie wiem jak Państwo, ale ja myślę już tylko o wiośnie...

- Iza, co tak leżysz jakbyś umarła?
- Bo chcę zasnąć i obudzić się w kwietniu.




I.Bo