czwartek, 27 grudnia 2012

Grudzień

Umarła Hania. Dwie niedziele temu, we własnym domu, we własnym łóżku. I dobrze. Dobrze, bo i tak wiedziała, że umrze. Oczywiście każdy wie, ja też, ale jednak inaczej niż Hania. Hanka była chora ....od dawna, w dodatku śmiertelnie. Trzymała się dzielnie i walczyła długo jak ...przychodzi mi do głowy, że jak PRAWDZIWA KOBIETA. Bo kobiety są waleczne, dzielne i odważne. Nie to żeby ujmować panom, sama znam kilku o podobnych cechach, no może trzech, albo dwóch, to zawsze coś. Reszta, choć bardzo miła jest jak ...Platforma Obywatelska. Taki typ mężczyzny - PO. Kiedyś przy jakimś winie w miłym towarzystwie wyszedł mi podział mężczyzn na typy i jednym z typów była właśnie Platforma. Kobiety też podzieliłam, okazało się, że jestem najgorszym typem, niestety. Owszem, mam wiele zalet, ale jako typ wypadam blado. Kobieta "TYP spod ciemnej gwiazdy". Ale o tym innym razem.
Hania była moją dobrą koleżanką, Jej córka też. Przyjaźniłyśmy się we trzy z niezłym rozstrzałem wiekowym, co uatrakcyjniało (na ogół zabawnie) nasze relacje. Byłam środkowa. Na pogrzebie pomyślałam sobie, że już środkowa nie jestem, tylko statystycznie ...następna. Trudno, każdy kiedyś musi umrzeć. Pogrzeb mogę mieć podobny ...plus inne piosenki, minus ksiądz. Nie napiszę, że teraz Hani już lepiej, gdzieś tam w lepszym świecie, bo tego nie wiem. Uważam, że człowiek żyje, umiera i koniec. Tyle po nim pozostaje co go wspomną inni. Urodziłam się i po prostu jakoś muszę to życie przeżyć, najlepiej przyjemnie. Od cierpienia migam się jak mogę. Czasem nie mogę i wtedy oczywiście też jakoś udaje mi się przeżyć tyle, że mniej przyjemnie. Oczywiście to dość beznadziejna sytuacja, bo jak łatwo się domyślić trudno jest nie wierzyć w nic. Pisał o tym również pewien artysta, a nawet zaśpiewał. Więc sami Państwo widzą, że żartów nie ma. Kiedyś znajoma zapytała mnie dlaczego nie wierzę. Odpowiedziałam - bo włączyłam mózg. Jak się włączył to nie chce odpuścić i tak już pozostało.
Niedowiarstwo to na prawdę spory kłopot, nie tylko religijny, ale miłosny! Ilu panów wyznawało swe uczucia, a ja swoje, że nie wierzę. No nie wierzyłam i już. Potrzebuję sporo czasu żeby się przekonać. Wygrał jeden, któremu chciało się czekać (latami) i jak łatwo się domyślić został moim mężem. Drogę miał wolną, bo reszta kandydatów już dawno się znudziła czekaniem i machnęła na mnie ręką. Takie czasy. Raczej nikt na nikogo nie czeka. Sama też nie wiem czy bym czekała, bo cierpliwości mi raczej brak. Zaufania też. Jakoś tak nie wierzę nie dość, że w nic to jeszcze nikomu. Zresztą z ludźmi na ogół to ja lubię z dystansem. Mam kilku takich z którymi mogę zawsze, ale to grupa mała, zamknięta i niezmienna od lat. Mówią o mnie, że bardzo towarzyska, bo owszem porozmawiać z każdym chętnie bez oporów, ot tak z marszu i na każdy temat, ale żeby się przyjaźnić to już nie. Lubię towarzystwo, ale powyżej trzech to już raczej mało komfortowo.
Hania umarła. I dobrze. Nikt nie chciałby spędzać czasu tylko w domu, ciągnąć za sobą maszynę z tlenem i plącząc się w rurki które ten tlen do nosa podadzą. Nie mogąc złapać oddechu i myśląc, że każdy następny będzie tym ostatnim. Nikt by nie chciał.
Na pewno nie ja.


Nasz ostatni wieczór, trzy dni przed śmiercią Hani. Od lewej Lidka, Hania i ja (wtopa, bez pomalowanego paznokcia).



I Hania w październiku przed wspólnym wyjściem do knajpy. Autorka zdania "Fajni faceci są, ale zawsze w domach u koleżanek":)



Ponieważ na pogrzebie, jak na każdym zresztą, była fatalna oprawa muzyczna, mnie po głowie wtedy chodziły te dźwięki.




Wszystkiego Dobrego

I.Bo

niedziela, 25 listopada 2012




Nic nie napiszę znów, bo bardzo, bardzo, nie chce mi się gadać.
A Basia i Zuzia Wrońskie są super.





Wszystkiego dobrego.
I.Bo

czwartek, 15 listopada 2012

Mokry pies


Musiałam wstawić, bo tak się cieszę, że już jest dostępna ...moja ulubiona piosenka ostatnich dni. Pozostanie ze mną dłuższą chwilę.

:)



Wszystkiego Najfajniejszego

I.Bo

niedziela, 11 listopada 2012

Anything goes

Kobieta to silna istota, ale kiedy ma dość to ma dość i skutecznie o tym informuje pakując walizki ...swoje lub jego. Mężczyzna wydaje się być za każdym razem zaskoczony i obrażony, głównie tym, że to nie on o tym zadecydował.

Gdyby pozwolić na wzajemne przeczytanie pierwszego lepszego sms'a w telefonie partnera, ilość rozwodów drastycznie by wzrosła. Zawsze podejrzewałam, że rozwój cywilizacji i techniki przyczyni się do upadku ludzkości.

Moda na różne rzeczy mnie przeraża, na przykład ta na zdrowe i ekologiczne jedzenie. Wszyscy mi mówią, że to super, ale ja wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego mam za ekologicznego buraka zapłacić trzy razy więcej, bo jest wykopany z ziemi. Każdy burak powinien być chyba wykopany zwyczajnie z ziemi. Przez dziesiątki lat ulepszaliśmy, ulepszaliśmy i ulepszaliśmy tylko po to, żeby wrócić do tego co było już wieki temu i bezczelnie jeszcze żądać za to kasy.
Świat dawno stanął na głowie, ja za to niezmiennie mocno stoję nogami na ziemi. Nic dziwnego, że Świat i ja widzimy się na opak.

Zrozumiałam, że to co lubię najbardziej to stan, kiedy nic szczególnego się nie dzieje, czyli święty spokój. Bliskie są mi te rzeczy, które się nie zmieniają, dlatego wybieram na przykład Cole Portera. Facet nie zmienia się od lat, ...przede wszystkim dlatego, że dawno już nie żyje.
:)



Dobrych dni. Jesień jest przecudowna.
I.Bo



piątek, 2 listopada 2012






www.podeszczu.tumblr.com




I.Bo

niedziela, 16 września 2012

Kc

No i zebrało się na pisanie. W gruncie rzeczy, zaprzeczając temu solidnie, wiedziałam, że taki moment nadejdzie. Choć myślę sobie, że akurat ten nie jest specjalnie trafny. Trafny to może być wybór sześciu liczb w totka, którego miałam wysłać dziś w ciągu dnia, ale zupełnie o tym zapomniałam. Zapomniałam, bo nie mam głowy, odkleiła się cholera od reszty ciała, toczy się po miejskim bruku, a ja w pośpiechu, potykając się o nierówności chodnika w szpilkach, których mi brak, wciąż nie mogę jej dogonić. Mam nadzieję (nieustającą) na dogonienie w/w i umiejscowieniu jej na karku. W dzieciństwie słyszałam zawsze ..."ten to ma łeb na karku" i uważałam, że to jest COŚ. Ja głowy nie mam, prawdopodobnie utraciłam ją na zawsze, choć jak napisałam wcześniej, gonię nieustająco. Pożyjemy, zobaczymy. Uwielbiam tak mówić i uważam, że jest to bardzo trafna puenta kończąca wiele rozmów, żeby nie powiedzieć sporów.
Usłyszałam dziś niezłą historię o dziewczynie, która bawiła się na weselu w Iwnie. Poznała tam faceta, z którym spędziła tak upojną noc, że zostawiła wszystkie swoje rzeczy i wróciła w męskiej marynarce do domu. Państwo sobie wyobrażają? Tak oddać się miłości, żeby wrócić do domu właściwie nago, jedynie w męskiej marynarce i na boso!!! Dla mnie mistrzostwo świata. Podobno z tego zdarzenia powstało zabawne zdanie ...."To może zabrzmi dziwnie, ale buty zostały w Iwnie".

....dokończę innym razem ...

Wszystkiego dobrego
I.Bo



P.S
A dlaczego wybór nie jest trafny? Bo jestem pijana w sztok:)

wtorek, 11 września 2012

środa, 11 lipca 2012

Life goes on ...

To prawda, mężczyzna słusznie boi się spotkania żony z kochanką. Powinien jednak bać się nie tego, że panie się pozabijają lecz tego, że mogą się zaprzyjaźnić.

Wkurzona kobieta to kiepska sytuacja, ale dopiero smutna kobieta i cieknące po policzkach łzy powinny być dla mężczyzny porażką. Niestety, żyjemy w XXI wieku - on robi offline, a nam pozostaje pomoc doraźna w postaci wodoodpornej maskary.

Kobiety prowadzące samochód kiedy wsiadają za kierownicę często zmieniają szpilki na płaskie buty, bo lepiej się wtedy prowadzi. Idąc z mężczyzną do łóżka powinny robić odwrotnie. Prowadzić się będzie doskonale.

:)




Wszystkiego dobrego
I.Bo

sobota, 23 czerwca 2012

Przypomniało mi się właśnie jak mnie policja aresztowała z Fetyszem za picie alkoholu. Ubłagaliśmy mandat. I Fetysz na to ......" A pamiętasz Bosiacka jak Carrie Bradshaw powiedziała ... It's midnight, the official end to what will now be known as the day I got arrested for smokin' a doobie ..." Popłakaliśmy się wtedy ze śmiechu, śmialiśmy się całą noc :)

To się chyba tęsknota nazywa, czy jakoś tak ...



Wszystkiego dobrego
I.Bo

piątek, 22 czerwca 2012

Królowe życia

Scena, kurtyna powoli się podnosi ...
Słyszę natarczywy dźwięk dzwonka, a przecież śpię i nie myślę, że to mój telefon. Skubaniec jednak nie daje za wygraną. Wygrzebuję się z koca i macam telefon na stoliku.
- Halo - wydobywa się ze mnie cicho (i niechętnie).
- Lepiej mieć dwóch facetów niż jednego!!! - słyszę kochany (choć nie wtedy kiedy śpię) przesadnie podniecony głos.
Nie odpowiadam, jedynie pomrukuję próbując ową złotą myśl przełożyć na jakieś równanie, wyrażenie algebraiczne, funkcję paraboliczną lub cokolwiek innego, co dałoby wymarzony wynik i tym samym błyskotliwą odpowiedź, na którą mnie przecież stać (nie jednak kiedy śpię). Wychodzi mi tylko sinus, cosinus, tangens ... nie to nie to.
- Ha, wiedziałam, że nie masz na to odpowiedzi!
Istotnie, chwilowo nie miałam kontrargumentów.
- Ok, wygrałaś - odpowiadam i odkładam słuchawkę.
Po 10 sekundach wystukuję numer ...
- Halo bejbe.
- Jak masz dwóch facetów zamiast jednego, to możesz dwa razy zostać kopnięta w tyłek.
Trzy sekundy ciszy ...
- Jednak ty wygrałaś, a teraz otwórz, bo stoję pod twoimi drzwiami z sernikiem od Kandulskiego i butelką wspaniałego wina ... no ok, mam dwie butelki.
- A co świętujemy?
- Właśnie zostałam kopnięta w tyłek ... podwójnie!
No i chciał nie chciał musiałam wstać.
Kurtyna opada (niemrawo)



Dobrych dni
I.Bo

wtorek, 5 czerwca 2012

środa, 23 maja 2012

Ludzie najczęściej godzą się na spadające na nich nieprzyjemności, bo doskonale wiedzą, że są one konsekwencją wcześniejszych przyjemności:)

Nawet największa fascynacja drugim człowiekiem mija, kiedy uświadomisz sobie, że ów cud-miód robi ciągle pierwsze okrążenie w toku rozumowania, podczas gdy ty jesteś już przy drugim. Tak oto dokonuje się myślowy dubel, czar blednie, urok gaśnie:)

Czasami kiedy pomyśleć o własnych wybrykach, hulankach, uleganiu namiętnościom, nierzadko ekscesach, człowieka wypełnia wstyd. Ale jeśli zaraz po tym pomyśleć o tych, którzy tego wszystkiego nie popełniają powinno nas ogarnąć błogie uczucie spokoju, bo my owszem, wydajemy na to pieniądze, ale oni za skuteczną sesję u psychologa płacą trzy razy tyle!

Kobieta doskonale wie co oznacza inwestycja w samą siebie. Zakupiona sukienka i szpilki dokonują cudów przed wcześniej zatrzaskującymi się przed nosem drzwiami. Głęboki dekolt i płytkie (jak dla niektórych) środki perswazji powodują, że stosunkowo niewielka, ale właściwa inwestycja przynosi wymarzone korzyści, o ile urzędnik (o zgrozo!) nie jest kobietą.



I.Bo

sobota, 19 maja 2012

Bardzo polubiłam i zawsze będzie mi się miło kojarzyć.



Jedno dziecko w Szczecinie, drugie śpi z kotem na kanapie. Cisza, spokój, raj....:)

I.Bo

piątek, 18 maja 2012

Kiedy ludzie chcą wziąć ślub idą do urzędu, ustalają termin i tego wspaniałego dnia rzecz się dokonuje. Jest przyrzeczenie i dokument. A kiedy chcą się rozwieźć nie mogą iść do tego samego urzędu i się wykreślić. Muszą iść do sądu i opowiadać dlaczego nie chcą już być małżeństwem, czasami dość szczegółowo.
Dlaczego?




Wspaniały, słoneczny dzień....
Wszystkiego dobrego :)

I.Bo

środa, 16 maja 2012



You want me?
Fucking well come and find me
I'll be waiting
With a gun and a pack of sandwiches
And nothing....

Czy jest fajnie?
Jest nieźle.
To znaczy nie jest źle:)
Jakby bardziej obojętnie na świat.
Pisać się nie chce, jeść się nie chce, pić i upijać też się nie chce. Co gorsza,.....nie chce się czytać. Pewnie zaraz się dowiem od Dr. Jacka, że jak nic dopadł mnie kryzys wieku średniego. Wszystko co robię właściwie podchodzi pod kryzys wieku średniego, więc ja się na wszystko już zgadzam. A niech mnie dopada. Sam diabeł niech po mnie przyjdzie. Nie stawiam oporu. Ze mną jak z dzieckiem, za rękę i do....piekła.

Idę na kawę. Pogapię się na ludzi i świat, przemyślę kilka spraw, kryzys też. Ten poranny moment dnia jest błogosławieństwem.

Wszystkiego dobrego i uśmiechu:)
I.Bo

niedziela, 6 maja 2012

Na dziś



Na niedzielne popołudnie
Na lampkę wina do obiadu
Na ten deszcz
Na gapienie się w okno
Na kawę na balkonie
Na zajęte swoimi sprawami dzieci, których jakby dziś wcale nie ma
Na machanie palcem w bucie
Na ostatnie strony książki
Na rozpoczęcie nowej
Na romantyzm
I jego brak

.....na wszystko
po prostu urocze...

I.Bo

środa, 2 maja 2012

wolny - zależny

2.30 w nocy i przewracanie z boku na bok. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Wstałam o 3.40 i podreptałam do kuchni. Zrobiłam kawę i przeczytałam całą książkę do tzw. przyzwoitego rana, kiedy wstała reszta domowników. Dobrze się poczułam. Ale nie z powodu przeczytanej książki. Z powodu tego dziwnego uczucia, które znałam już wcześniej i które pojawiało się dwa, może trzy razy w moim życiu. Nadejście końca, ale takiego dobrego. Końca dobrej rzeczy o której wiesz, że się skończy i możesz później dobrze wspominać. I ten koniec choć o nim wiesz, zawsze jednak zaskakuje. Jak moje porody - zawsze wcześniej i bez bólu, czyli trochę nie wiadomo było że to już. Tyle, że poród to początek nowego, a koniec to jednak koniec. Choć taki koniec to znów najwspanialszy stan umysłu (przynajmniej mojego). Ten stan to wolność. Na tę jedną rzecz w życiu jestem zachłanna. Nie znoszę spinania się, bezsensownych nerwów, potoku głupich słów, które wprowadzają napięcia w domu. Dziwacznych obowiązków, obrządków, przyzwyczajeń nad którymi nikt się nie zastanawia i są tylko dlatego, że są, że powinny być. Ciągłej gonitwy. Plan na niedzielę - spacer, zakupy, obiad, kawa u cioci. Święta - tysiąc wizyt, każda na innym końcu miasta, tony jedzenia wcześniej kupionego w amoku zakupów także z podniesionym ciśnieniem, godziny sterczenia przy garach, cztery zupy, bo każdy chce inną, czekania na krewnych, spóźnienia (bo czas z gumy nie jest), obrażone miny i nerwy. Wszystko bez powodu. Człowiek sam sobie to robi, a potem się wścieka.
A przecież można obudzić się rano, popatrzeć kto tam obok nas leży w łóżku i
uśmiechnąć się. Niespiesznie zacząć dzień, bo do czego tu się spieszyć?
....Do ciotki, na spacer, na zakupy, do restauracji na obiad....itd...itd...itd.
Do zawału! A tego przecież nikt przedwcześnie nie chce.

Życzę dobrych wolnych dni bez spinki, bo widziałam co się działo na ulicach i w sklepach przed tzw. długim weekendem. Współczuję wszystkim, którzy musieli przez to przechodzić. Proszę następnym razem powiedzieć DOŚĆ i spokojnie czytać sobie gazetę na kanapie, na balkonie, na trawie......gdzie tam Państwo najbardziej lubią. Szkoda życia.
Jakoś tak wyszło, że początek był o końcu, a koniec o zupełnie innej rzeczy. Ale nie ma co rozwijać. Koniec to jednak zawsze koniec:)



....choć kiedyś napisałam, że wolny człowiek to taki, który wie, że jest zależny:)
I.Bo

czwartek, 26 kwietnia 2012

Przepadłam bez pamięci.



I.Bo

niedziela, 22 kwietnia 2012

Ja to jestem dziewczyna więc nic z tego nie rozumiem. Nie rozumiem sprężynek, rezonansu, wybuchu, materii .... a tym bardziej wszechświata (zawłaszcza tego wszechświata bez sensu).
Ja wiem tylko gdzie można kupić ładne sukienki, gdzie znaleźć fajnych i miłych mężczyzn i umiem zrobić pyszną kolację.
Jeżeli chodzi o fajnych i miłych mężczyzn, najbardziej lubię tych, którzy pamiętają, że rozmowa może być formą rozrywki.




I.Bo

środa, 18 kwietnia 2012

NOTHING BOX

I stała się jasność....



Z podziękowaniami dla Jacka Witczyńskiego, przesympatycznego faceta, którego miałam okazję poznać osobiście w ostatnią sobotę. Zawsze twierdziłam, że nie dość, że sympatyczny, to jeszcze wszystko o świecie potrafi wyłożyć. Jacku, drogi Jacku...

I cudeńko od Krzysia Schodowskiego, którego również baaaardzo serdecznie pozdrawiam, a które to cudeńko zmiażdżyło mi serce. Zmiażdżyło i poszatkowało na drobniusieńkie kawałeczki. Uwielbiam te momenty, kiedy zostaję pozbawiona serca.



I... na zakończenie coś ode mnie, znalezione w poniedziałek. W obu przypadkach proszę
PUMP UP THE VOLUME.



A Krzyś Schodowski i Jacek Witczyński wielkimi artystami są.O!

P.S.
Choć przez moment zawahałam się, czy ja przez przypadek nie jestem mężczyzną. Nie, ja przecież jestem kosmitką, jak mawia Jacek:)

Dobrych dni
I.Bo

wtorek, 10 kwietnia 2012

Goodnight Bad Morning

Aśka, weź tak kurwa nie siedź. Podnieś ten łeb, bo jak gliny tędy przejadą to zaraz nas na izbę zabiorą. No mówię ci siedź prosto. Kurwa, tak lać mi się chce, ale nie będę pod przystankiem sikać. Paweł mówi, że jak ja tak będę wszędzie gdzie popadnie gacie zdejmować, to on mnie oleje też. I on to mówi poważnie, nie żeby tak se jaja robił, on ma wtedy tę twarz, tę wiesz. Co to jak się na nią patrzy to wiesz, że to ważna sprawa, żadne tam pierdolenie w knajpie. To takie poważne jak rodzina, no wiesz. I on mi mówi też, że ja to teraz ten egzamin fryzjerski zdać muszę, że wtedy to on mi zakład taki mały otworzy i na swoim trochę będę. Tylko mi zaraz powiedział, że jak naspidowana będę choć raz to koniec. To mnie zabije i serce wyrwie, bo na pewno już wtedy czarne będzie. I że wtedy to on już będzie musiał to zrobić. Ja już też siły nie mam Aśka. Jak ja tak w domu wstanę i widzę mamusię zachlaną, ojca gdzieś poniosło, to co ja mam robić. To ja zaraz się ubieram i wychodzę. I tak jedzenia w domu nie ma to idę. I zaraz na rogu chłopaki z towarem stoją, to ja zawsze biorę. Kupuję jak mam im co dać, jak nie, to sami częstują. A wiesz, jak ktoś częstuje to odmówić nie możesz. Tak mi się wydaje, że nie mogę, że to nie wypada. A potem mi Paweł mówi, że ja głupia pizda jestem i że się na dobrym wychowaniu w chuj nie znam, bo to kurwa żaden poczęstunek, to trucizna i potem serce jest zepsute i brudne.
Ale ja biorę, bo głodna jestem, jak się napieprzę to nie pamiętam o jedzeniu i jakoś tak leci. Ale jak egzamin zdam to koniec. Kurwa, przysięgam tobie Aśka, że koniec. Paweł mi jedzenie przynosi, ale ja wtedy dla mamusi zostawiam i znowu on mi mówi, że głupia pizda ze mnie i popierdolona, że ja tej starej pijaczce zostawiam, a z niej przecież żadna matka. Ale ja mam tak czasem w sercu, że mi się wydaje, że ona zrozumie i wszystko się zmieni. Jak się naje to zrozumie może. Ale on mówi, że to już jest to zepsute serce i że się nie zmieni, że uciekać muszę, bo to taka zaraza, że na moje serce przejdzie i wtedy ratunku dla mnie nie będzie. Mówi, że wtedy to mi wszystko zgnije. I to serce i mózg. I będzie musiał mnie wtedy zabić, chociaż mnie bardzo kocha. Bo ja wiem Aśka, że on mnie kocha i mi pisze w esemesie, że mu na mnie zależy bardzo i dlatego mam egzamin zdać to on mi pokaże jak żyć można. Ale jak nie, to koniec. I już mnie nie będzie. Wtedy to ja już mogę brać co chcę, nawet to mieszane gówno, co go nawet za darmo najgorsze żule brać nie chcą. Wtedy to będzie mój koniec. Ale ja tak sobie myślę, że może mnie nie zaraża, że ja mam serce co świeci, jak ja o niej, tej złej matce tak jeszcze myślę i jej zostawiam co dla mnie. To przecież być tak nie może, że dajesz, a serce ma ci umrzeć. Twoje też już mi się widzi, że za ładne nie jest. Ale przecież ja ciebie nie zostawię. Taki gnój zawsze robisz. Znowu rzygałaś, znowu musiałam jedną ręką te twoje włosy trzymać. A ładne masz wiesz, tylko nie farbuj jak taka kurwa, potem wszyscy myślą, że ty kurwa jesteś. A jak ja ci je trzymam to, że też taka jestem. Drugą ręką drzwi w kiblu trzymać muszę, żeby nam żaden zdeb nie wszedł, bo wiesz jak to jest. Jak ty tak tańczysz w tej kiecce, to potem przejebane mamy. Ale ty przecież nie masz złego serca Aśka. I ja nie mogę ciebie teraz też zostawić na przystanku. Poczekam z tobą na autobus.
Aśka, kurwa, podnieś łeb do góry i powiedz, jak myślisz?
Czy to naprawdę tak może być, że dajesz, a serce ci od tego zgnije? No powiedz sama, czy to tak może być?
Ej, ej jest nareszcie, chodź Aśka, chodź, kurwa wsiadamy. Jezu, jaka ty najebana znowu jesteś...




I.Bo

środa, 4 kwietnia 2012

Wbiegam po schodach wczesnym rankiem wracając ze sklepu spożywczego i spotykam na schodach sąsiada zbiegającego po wyżej wymienionych do pracy. Przystaje, patrzy na mnie mrużąc oczy i jakoś tak podejrzanie mruczy
- Mmmmmmm sąsiadko, ty to swojego męża rozpieszczasz nieustająco.
I już, już mam się zamachnąć na faceta siatką z zakupami, bo myślę, że on ma na myśli moje niekompletne odzienie, które widać spod rozpiętego płaszcza i nagle uświadamiam sobie, a on mnie w tym utwierdza.....
- No, że tak codziennie o 6.30 biegasz dla niego po chleb do spożywczaka:)


Pewien bardzo przystojny i równie uroczy dwudziestolatek przesadnie się mną interesował. Pisał, dzwonił, dopytywał. Któregoś dnia, mając go znów na linii rozmawiamy i słyszę...
- Muszę coś tobie powiedzieć...
- No to mów (i czuję, że nogi się pode mną uginają)
chwila ciszy
- ........Boże, jak ja bym chciał, żebyś była moją matką!!!


- Zdaje się, że przyszedł ten czas Iza, że zaczynam potrzebować rozrywki..., ale takiej wiesz, no rozrywki...
- Mogę zapytać kolegę, czy ma równie fajnego kolegę, ale zdajesz sobie sprawę, że ty masz męża?
- No przecież mówię, że potrzebuję rozrywki!!!

I jak ja mam nie mieć zmarszczek od śmiania się:D
(głównie z samej siebie)




...od trzech dni w uszach

And I think it's gonna be a long long time
Till touch down brings me round again to find
I'm not the man they think I am at all
Oh no no no, I'm a rocket man
Rocket man burning out his fuse up here alone

lalalalala

I.Bo

wtorek, 3 kwietnia 2012

Co nas...

Co nas nie zbije, to nas wzmocni - napisałam Kaśce.
Kaśka odpowiada - co nas nie zabije, to nas wkurwi.
I ma rację.

- Zmieniłaś tytuł? - pyta Magda
- Zmieniłam, bo tak sobie pomyślałam, że co ja będę własną gębą świecić.
- O Jezu, świeciłaś przez dwa lata to teraz już na nic te zmiany.
I ma rację również.

Chrystusik na krzyżu się kiwa
w butelce wina ubywa...
...gdyby przybywało, byłby to prawdziwy cud boski.
(przedświąteczna rymowanka z dedykacją ułożona na prędce)





I.Bo

czwartek, 22 marca 2012

Co łączy obu panów?
Obaj zaśpiewali nie swoje piosenki i obaj zrobili to znakomicie.
Dla takich nut warto żyć.






P.S
Dramatycznie potrzebuję sukienki/sukienek.
I szpilek/szpilki(?):D

I.Bo

niedziela, 18 marca 2012

Zawróciłam do negocjacyjnego stołu. A właściwie kuchni, bo tu wszystko jest bardziej intensywne, zawsze świeci słońce i wyraźniej widać rzeczywistość, a nawet przyszłość. Otworzyłam szeroko wielkie okno i wyrzuciłam żołnierską zbroję. Patrzyłam jak spada z czwartego piętra i roztrzaskuje się na kamienicznym podwórku tuż obok zwłok gwiazdkowej choinki, której ktoś do dziś nie wyrzucił do śmietnika. Jakby mi lżej, choć...
Powiedziałam tysiąc strasznych rzeczy, drugi tysiąc musiałam przyjąć ja. Dwie godziny mojego monologu, dużo krzyku, łez i machania największym w domu nożem rozjaśniły męski mózg.
Dostałam koronę. Średnio wygodna ta cholera. No i spada mi na oczy, bo mam małą głowę. Spróbuję wymienić na bardziej twarzowy diadem. Jak już ugrałam tyle, to z drobną wymianą nie powinno być problemu.
Żartuję sobie trochę (choć ja żartuję ciągle, nawet w makabrycznych momentach), ale prawda taka, że przez ostatnie miesiące tonęłam w wielkim gównie. A jak wiadomo w gównie pływa się ciężko. Resztkami sił dobrnęłam do brzegu i wytężyłam wszystkie siły, żeby wyczołgać się na brzeg. Mogę odsapnąć, choć smród jest i jeszcze chwilę potrwa zanim wszystko się wyczyści. Życie pokaże, przecież od tego jest.
Ale dosyć o mnie. Wywaliłam tu przez moment swoje wnętrzności, a Państwo zobaczyli przekrój anatomiczny człowieka. Wystarczy. Jest siódma rano i jest niedziela. Zrobię kawę i poczytam. Muszę jednak założyć okulary, bo to przecież moja kuchnia i oślepia mnie blask poranka.
Być może czasem niektóre sprawy rozwiązują się przy pomocy włoskiej awantury, noża i zupy (nie dupy).



I.Bo

poniedziałek, 12 marca 2012

Przedwiośnie

Jakub(syn) sam do siebie
- należałeś do ruchu oporu?
- należałem, ale byłem tak dobry, że zacząłem mu się opierać

***************

- Mamo, wiesz jakie jest moje największe marzenie?
- Jakie?
- Żebym był najmądrzejszy. I dlatego przeczytam wszystkie książki na świecie.
- :)

***************

I znów usiądę mamo przy stoliku na śniadaniu i będę patrzył w okno. Zobacz jak jest szaro dziś. Znów będę tęsknił i marzył...

***************

- A gdybym poszedł do więzienia to też będziesz mnie kochać?
- Zawsze... Płaczesz?
- Tak, bo sobie wyobraziłem, że już tam jestem.


Państwo nawet sobie nie wyobrażają jak trudno czasem żyć z taką duszą w jednym domu.



I.Bo

środa, 29 lutego 2012

Byłam wczoraj w Minnesocie

- Chcesz piwo? - zawołał z kuchni.
- Tak.
- Z butelki czy szklanka?
- Jak z butelki to butelka, jak z puszki to szklanka.
Leżałam w pokoju obłożonym szczelnie drewnem. Ściany w drewnie, drewniana podłoga, rogi jelenia nad łóżkiem, stary tiwik na drewnianej szafce, kilka ozdób świadczących o miejscu w którym byliśmy. On przede wszystkim świadczył o tym miejscu. Doskonale widziałam zarys jego mocnej szczęki i niewiarygodnie białe i równe zęby kiedy podawał mi z uśmiechem butelkę. Nawet moja koszulka pasowała. I bielizna z czerwonym "czymś tam" wyglądała jakoś patriotycznie. Patriotycznie w stosunku do tego miejsca. W stosunku do stosunku, który nieuchronnie był przed nami. Jeszcze raz spojrzałam na niego. No nie, prawdziwy amerykański chłopiec! Nie mogłam uwierzyć, ale musiałam. Stał przede mną w bokserkach przystojny, uśmiechnięty, wyluzowany i widać, że szczęśliwy. Czułam, że mnie wyprzedza z tą swoją pewnością i uśmiechem. Chcąc skrócić dystans wlałam w siebie natychmiast pół butelki. Od razu lepiej. Miłe uczucie miękkich kolan i delikatnego łaskotania w podbrzuszu przybyły z pomocą.
- Przyniosę jeszcze dwie butelki, żebym już nie musiał wstawać - powiedział wychodząc do kuchni.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu.
- To chyba twój, w płaszczu ci dzwoni! - krzyknął z kuchni.
- Zobacz kto.
- Wyświetla się MATKA.
Zerwałam się i jednym susem pokonałam odległość niedźwiedzia skóra - kuchnia.
- Halo, cześć mamo.
- A co ty tak dyszysz?
- A nic, wiesz, bo sprzątam właśnie. Sama jestem, dzieciaków nie ma to....no sprzątam sobie po prostu.
- Mhm, dzwonie żeby ci przypomnieć, że dziś jest popielec
- Co jest?
- Przestań, nie udawaj, że jesteś taka ekstrawagancka i nowoczesna i nie wiesz co to popielec, nie tak ciebie wychowałam. Środa popielcowa. I w tej sprawie dzwonię, żeby dzieci do kościoła poszły.
- Ale ich nie ma, są dziś u teściowej.
- No to zadzwonię tam, a ty......lepiej zrób coś pożytecznego. Cześć.
- Cześć.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego?
- Bo rozmawiałaś ze swoją matką jak się domyślam, a stoisz prawie nago, wyprostowana na baczność jak przed plutonem egzekucyjnym:)
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W wielkim lustrze przy drzwiach zobaczyłam własne odbicie. Wystraszony żołnierzyk z kobiecą twarzą, trzęsący się trochę z zimna i trochę z emocji.
- Hej, spokojnie. Nie jest tak jak chciałaś? Myślałaś, że jak się wreszcie spotkamy to będzie fajniej, hmm? O to chodzi? Wracamy do łóżka, bo zupełnie tu zamarzniesz. Poza tym niedźwiedź czuje się samotny - wskazał ruchem głowy na niedźwiedzią skórę, którą ściągnęłam na podłogę wyskakując w panice do telefonu.
Delikatnie pociągnął mnie za rękę w stronę pokoju.
- Nic nie musisz robić. Wskakuj do łóżka, odwróć się w moją stronę i po prostu patrz mi w oczy. Ok?
- Ok:)
- Zdaje się, że jesteśmy nienormalni...
- Trochę - przyznał rozbawiony
- A jak będziesz głodna, to powiedz. W lodówce są hot-dogi.
Oboje parsknęliśmy śmiechem. Oczywiście, co mogło być do jedzenia w tej drewnianej chatce z rogami jelenia i amerykańskim chłopakiem w łóżku. Tylko hot-dogi.
Parę godzin później obudziłam się wciśnięta pod jego ramię. Lekko podduszona wyplątałam się z uścisku i popatrzyłam na niego. Przystojny, inteligentny facet, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. A mówią, że takich mężczyzn nie ma. Sprawdziłam, są. Ubrałam jeansy i sweter, a wychodząc napisałam kartkę...."pojechałam do sklepu po jedzenie". Wsiadłam do samochodu i włączyłam radio.
No jasne - drewniana chatka, rogi jelenia, amerykański chłopak, hot-dogi nad ranem a teraz....Rolling Stones choć to angole. Uśmiechnęłam się do własnych myśli. Patrzyłam na wielką pomarańczową kulę. Ha i jeszcze to, wschód słońca! Przesłodki kicz z neonową reklamą romantycznych uniesień na niebie. Jasna cholera, przytrafił mi się prawdziwy AMERICAN DREAM!!!
Zadzwonił telefon
- Halo
- No nareszcie! Dzwonie i dzwonię i nic. Byłam wczoraj u ciebie, ciemno w oknach, mieszkanie zamknięte na cztery spusty. Gdzie ty do diabła jesteś kobieto???
- Hmmm, tak dokładnie to nie wiem, ale biorąc pod uwagę wydarzenia ostatniej nocy i drogę, którą właśnie jadę, to jestem chyba w Minnesocie:)
- ???!!!

I wieloletnią ascezę szlag trafił.
W Popielec.



I.Bo

wtorek, 21 lutego 2012

Oczywiście - wszyscy marzą o wyprowadzce, ja najbardziej.

Oto fragmenty książki, która rozbija mnie na części pierwsze. Patrząc na nie (te części pierwsze) osobno i z pewnym dystansem, dostrzegam (nieskromnie) własną wyjątkowość, choć to nie ja ją napisałam. Skąd zatem przeświadczenie o własnej wyjątkowości? I tu odpowiedzi brak. Ułuda? Być może, ale niech tak pozostanie. Wolę ułudę, bo rzeczywistość jest zbyt często nie do zniesienia. W takim lekkim skrzywieniu da się żyć i to całkiem luksusowo, a nawet umrzeć, choć jeżeli chodzi o śmierć, to tu człowiek nie ma pewności czy to na serio:)


"Lecz chęć posiadania domu wspólnego z jedną kobietą plus wywar z łóżkowych tkliwości, jakże pochopnie brany za miłość, to za mało, abym sobie świadomie zniszczył życie. Małżeństwo nie da rady bez rozkojarzonego przebijania się przez troski całego dnia. Przebijanie się przez troski z Bogną? Cóż za nieporozumienie! Z równym powodzeniem mógłbym prosić Bognę, aby została Einsteinem - niewspółmierność tak przemożna, że nawet nie wywołuje wzruszenia ramion."

"Przechodzę znów na surową dietę. Uważam, że to nie fair ze strony wątroby, te nagłe impertynencje i pogorszenia. Ale wątroba to nie gentleman, powiedział kiedyś Zbyszek Herbert i chyba miał rację. On się na tym zna."

"Przed południem poszedłem do mojego fryzjera. Jest to ponury cham, ale lubię go bardzo. Ginąca inicjatywa prywatna, malutki zakładzik w podwórzu na Chmielnej. W środku atmosfera niegrzecznej, prostackiej uprzejmości dla swoich klientów. Przeważnie jest pusto, nikt nie czeka pod ścianą i rozmawiamy o kobietach. Mój fryzjer lubuje się w opisach tak zawiesistych od spermy, że domagam się mycia głowy za pół ceny po każdej sesji."

"Z natury jestem optymistą, a także ze świadomego rozeznania i wyboru, albowiem optymizm jest trudniejszy. Nie sztuka jest być pesymistą, uniwersalność gówna jest rzeczą najłatwiejszą do zauważenia, prawdziwym honorem jest umieć zaprzeczyć wszechpotężnemu doświadczeniu."



Pomyślności
I.Bo

piątek, 17 lutego 2012

Kobiety

Dzwoni telefon...

ja: halo
Ona: cześć Iza. Musiałam w końcu zadzwonić, bo jak ja tego nie zrobię to ty..., odkąd mieszkasz w centrum zupełnie o mnie zapomniałaś łobuzie!
ja (pokrętnie): nie zapomniałam...
Ona (tonem nieznoszącym sprzeciwu): dobra, dobra, znam ciebie 20 lat. Przyznajesz się do winy?
ja (skruszona): tak
Ona (wciąż tonem nieznoszącym sprzeciwu): i jesteś gotowa ponieść karę?
ja (rozumiejąc, że już po mnie): tak, zgadzam się na wszystko
Ona (triumfalnie): za dwie minuty dzwonię domofonem, nie masz czasu na przebieranie i make up, schodzisz tak jak jesteś, pozwalam ci zabrać płaszcz, bo piź*** i idziesz ze mną wypić wódkę. Zrozumiano?!
ja (zmiażdżona): tak jest!

Po 20 minutach przy brzęku małych kieliszeczków...

Ona (przyglądając się bezlitośnie moim sińcom pod oczami): mogłam dać tobie jednak pięć minut na make up:)
ja: Boże, jak ja się za tobą stęskniłam...:)

:DDD

piątek, 10 lutego 2012

Siedząc z przyjaciółką w mojej kuchni ...

- Iza, kiedyś rozmawiałyśmy o facetach i seksie, a dziś co? Tylko o jednostkach chorobowych!


Okazało się jednak, że jestem zdrowa. Jak byk!:)
Jestem zdrowa (jak byk) i szczęśliwa. Martwiłam się zupełnie niepotrzebnie. Pomyślałam - skoro tak, to teraz mogę wszystko. Wszystko...wszystko...mogę zabrać się na przykład za... sport. I buch na podłogę trzaskać "brzuszki". Mniej więcej w połowie tego karkołomnego jak się okazało zadania, poczułam niemały dyskomfort. Niezrażona zupełnie niedogodnościami pomyślałam, że przecież nie może być łatwo. Przecież to wysiłek, w dodatku fizyczny. Tu konieczny jest pot, krew i łzy.
Rano wstałam obolała jak po wojnie. Podłoga była chyba baaaardzo twarda, bo zamiast potwornego bólu mięśni brzucha, mam potwornego siniaka na du***:).
Sport to zdrowie.

A dla państwa piosenka, którą bardzo lubię



P.S
Zauważyli państwo jak to debilnie brzmi: niepotrzebnie, niemały, niezrażona, niedogodnościami, nie może:)))

Dobrych dni
I.Bo

czwartek, 9 lutego 2012

Nie wiem jak Państwo, ale ja myślę już tylko o wiośnie...

- Iza, co tak leżysz jakbyś umarła?
- Bo chcę zasnąć i obudzić się w kwietniu.




I.Bo

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Życie seksulane na 2012 rok.


Wypożyczone od kolegi. Głupiutkie, ale bardzo zabawne. Piszcie na co trafilicie, ja mam to ...
" Upiorny swiat dziwów dużego mieszkania w sródmiesciu, ludzie już zapomnieli o takich rzeczach w epoce kwaterunku. Ale tu jeszcze są myszy, stuki, strachy i chroboty, co zmienia Bognę wieczorną chwilą w małą dziewczynkę o olbrzymich oczach."
Tyrmand "Dziennik 1954"

Przepraszam, ale mój komputer szaleje i nie stawia pewnej litery:)
Dobrego dnia
I.Bo

piątek, 27 stycznia 2012

Frytki, chipsy and rock'n'roll

Przedszkolny balik ...





... z gwiazdą:)

Dobrego dnia
I.Bo

poniedziałek, 16 stycznia 2012

16.01

Jestem chora. Z trudem pokonuję trasę łóżko - łazienka, a w miejscu gdzie zdrowy człowiek ma węzły chłonne, ja ma dwa jabłka. Ratuje mnie Lennon przez cały dzień, bo uwielbiam dziada. Piosenka poniżej dla mnie idealna, choć zawsze kiedy jej słucham, czuję gorzki smak w ustach.
I Tyrmand do poduszki.
Przeżyję.



Nie mam siły pisać. Dobranoc.

I.Bo

środa, 4 stycznia 2012

Na Nowy Rok

Mąż kupił ten film wieki temu, pożyczyliśmy znajomym, którym okradziono dom wraz z naszym filmem. Ludzie jak na dzisiejsze czasy bardzo przyzwoici film odkupili i oddali. Pożyczyliśmy kolejnym, mniej przyzwoitym, bo ci już nie oddali, choć żaden złodziej nie gościł w ich mieszkaniu. Dziś mąż nabył drogą kupna po raz trzeci za bagatela sześć złotych polskich i z przyjemnością znów go dziś wieczorem obejrzę. Najlepsza rola Douglasa no i cudowny Robert Downey Jr., który jest moim numerem dwa zaraz po Jeremym Ironsie i nie mówię tu o aktorstwie:). Bardzo Państwu polecam tę filmową pozycję, choć jak łatwo się domyślić nikomu już nie pożyczę:)



Odkryłam również swoją piosenkę na ten rok, bo zamiast postanowień noworocznych, ja szukam piosenek na nowy rok. I tak się jakoś składa, że mam i piosenkę i dziewczynę na ten rok, bo dziewczynę też czasem dobrze jest mieć...



...i tłucze się teraz po głowie całymi dniami

Good things come and gooo
One day you will knoooow
You’ve got to let goooo, yeah you’ve got to let goooo
Yeah you’ve got to let go
:)

Ponieważ od dwóch tygodni nie mogę zalogować się na własnego bloga, dziś trochę tak od niechcenia i nie wierząc w powodzenie działania wykonałam milion pierwszą próbę i oto ku mojemu zaskoczeniu udało się! Zaskoczenie jest tak wielkie, że nie byłam w stanie właściwie nic napisać (patrz wyżej na post), a jedynie uciec się do najprymitywniejszej czynności jakże charakterystycznej dla naszych czasów, czyli kopiuj-wklej.

Wszystkiego dobrego
I.Bo