czwartek, 18 marca 2010

Podróże kształcą



Dziś dzień podróży i jeżdżenia pociągami relacji Poznań Gł.-Urocza Mieścina oraz Urocza Mieścina-Poznań Gł. Podróż owa miała charakter zarobkowy, co udało się osiągnąć dość łatwo, a to za sprawą talentu własnego, jak i Fetysza we śnie (wszak oznacza On dobro finansowe, bądź miłosne uniesienia). W pociągu nie najfajniej, niekoniecznie przyjemne zapachy, jak i widoki. W moim przedziale trzech facetów i ja. Faceci jacyś tacy niezbyt czyści i niezbyt pachnący, jeden pazury jak u zwierza, drugi pazury chyba zeżarł, bo nie miał ich wcale. Ruszyliśmy, cisza w przedziale, faceci - wygląd zbirów. Myślę sobie - ale trafiłam, gorzej być nie mogło. I nagle towarzysze mojej podróży rozpoczynają konwersację, a mi w tym momencie buzia ze zdziwienia otwiera się i trwam tak czas jakiś, ponieważ panowie, bardzo elokwentnie i fachowo zaczynają dyskutować o wilgotności wielkopolskich gleb, sztucznym nawadnianiu, ochronie różnych gatunków zwierząt i ich występowaniu na danym terenie oraz o pszczelarstwie. Wszystko płynnie, bez zająknięć, bez przekleństw, piękną polszczyzną i posługując się fachową terminologią. Jak się okazało jeden z panów był rolnikiem, drugi pszczelarzem, trzeci najstarszy, ojcem pszczelarza.
Ja mogłam jedynie kiwać głową, uroczo się uśmiechać - czym panowie najwidoczniej byli zachwyceni - i myślałam sobie, jaka jestem głupia, że tak ich oceniłam po wyglądzie. Niebezpiecznie jest zbyt pochopnie oceniać ludzi,.....sytuacji zresztą też.
Podróż powrotna też nie obyła się bez pewnych emocji. Kiedy rozstałam się już z moimi klientami, wstąpiłam do wielce podejrzanego lokalu celem napicia się kawy, ponieważ jeszcze jej tego dnia nie było, a chęć była ogromna. Kawa całkiem dobra, a toaleta w tym przybytku zaskakująca. Lustro nad umywalką wisiało na takiej wysokości, że widziałam jedynie swój tułów, głowa się już nie mieściła. Nadmienić pragnę, że wysoka nie jestem, żeby owa głowa wystawała ponad:).
Wychodzę i pytam panią za barem czy na dworzec to tędy, pani odpowiada, że tak i cały czas prosto to dojdę do dworca.
Idę.....i cóż się okazuje......chodnik się kończy, dalej wiadukt i rozpędzone tiry. Szybko oceniam sytuację i stwierdzam, że tą drogę owszem dojdę, ale jedynie krokiem krakowiaka, ręce na bioderka i boczkiem, boczkiem, bo inaczej się nie zmieszczę. Kalkuluję sobie jednak natychmiast, że podczas krakowiaka wypchana do granic możliwości torba, którą mam na ramieniu, rozbuja się i jej ciężar oraz ruch może mnie wepchnąć pod koła wyżej wymienionych niebezpiecznych pojazdów. Myślę co robić, obok widzę dołem wijącą się ścieżynę i chęchy. Nie mam wyjścia - wybieram chęchy. No to sunę wąską ścieżką szerokości mojej stopy, omijając z wdziękiem dziury, sterczące z ziemi druty i inne dziwne przeszkody. Tak się spociłam, że musiałam zdjąć płaszcz, a ostatnie metry przeszłam torami, orientując się dość późno, że należy wyciągnąć z uszu słuchawki, ponieważ pociąg może również jechać za mną i nie dość, że go nie zobaczę to jeszcze go nie usłyszę i tak beznadziejnie dokończę żywota. Reszta poszła gładko. Zderzyłam sie jeszcze z motylem, którego chyba słońce oślepiło i walnął mnie prosto w łeb, widziałam niezliczone ilości saren (nie wiem ile, bo po 37 przestałam liczyć), boćka i bazie.
Niewątpliwie podróże kształcą, nawet te zupełnie niewielkie:).





Zdjęcie na górze to moja owa droga na dworzec:)

11 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie. Dzięki za esemesową pocztówkę. Trzeba było powiedzieć, że gdzieś jedziesz. Powłóczyłbym się z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooooo, nie wiedziałam żeś chętny!

    OdpowiedzUsuń
  3. na dworcu w moim mieście był onegdaj ..kibelek. wyglądał tak, że podłoga w "korytarzu" tworzyła lejek z dziurką w środku, jak w psychodelicznych filmach, trzeba było przemknąć pod ścianą, zapłacić 50gr i zabrać z parapetu swoją porcję papieru. już nie ma...

    OdpowiedzUsuń
  4. A bociek stał czy leciał? To ważne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bociek chodził wyraźnie szukając żaby.
    Fetysz jesteś jak matka mojej przyjaciółki, która wbrew medycznym twierdzeniom, że w moim brzuchu jest dziwczyński noworodek, uparcie twierdziła wróżąc mi z ręki, że to chłopiec i faktycznie wyskoczył mały pindol:). Wierzę w Nią na maxa. Pani Basiu pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fatalna pomyłka, nie pani Basia tylko pani Gienia:)

    OdpowiedzUsuń
  7. i nie dziwczyński a dziewczyński

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie... wpadłem w konsternację jak przeczytałem 'dziwczyński'

    OdpowiedzUsuń
  9. To w tym roku wakacje spędzisz na dupie. Nigdzie nie wyjedziesz.

    OdpowiedzUsuń
  10. dobra, dobra, już się nie rozpędzaj w tych wróżbach .
    "spędzisz na dupie" - koszmarne określenie

    OdpowiedzUsuń