niedziela, 3 lipca 2011

Staszkowy lot.


Na zdjęciu mój kot Staszek.


Kot Staszek odbył swój pierwszy lot. Lot z czwartego, kamienicznego piętra czyt. piąte normalne. Baliśmy się, że to się może przydarzyć, po tym jak przyłapaliśmy go na gzymsowo-parapetowych wycieczkach. Wmawiałam sobie, że aż tak ingerować w naturę nie należy....chyba jednak trzeba było. Staszek spadł, przeżył, jest w całości a nawet (bo to dość nieprawdopodobne) niczego sobie nie połamał. Biegnąc po schodach myślałam, że będę zbierać staszkowe flaki, że czekają na mnie na chodniku girlandy kocich jelit. Staszek czekał na nas pod samochodem, pod który w panice, nie rozumiejąc gdzie jest schował się przed światem. Mój mąż nie zważając na świat, który kilka minut wcześniej przeraził Stacha wczołgał się prawie w całości pod samochód w wielkiej kałuży i wydobył trzęsącego się nieszczęśnika, któremu z pyska i nosa wyciekała krew i inne płyny. W błyskawicznym tempie byliśmy w klinice, tam szybkie pierwsze oględziny i diagnoza, że chyba nic mu nie jest. Głębsza diagnoza - chyba jednak coś jest......powietrze w brzuchu - odma - brzmiała diagnoza....zostaje w klinice - powiedziała do mnie pani doktor o tak nienagannych dłoniach i paznokciach, że nie mogłam od nich oderwać oczu i zastanawiałam się czy te dłonie dotykają czasem zwierząt. Możliwe, że nie, bo podczas naszej wizyty tylko ja dotykałam Staszka, reszta trzymała się z dala i wyrokowała o przyszłych losach pacjenta. Dostąpiłam nawet zaszczytu pieszczoty promieniami rentegenowskimi w ważącym milion kilogramów gumowym fartuchu i dziwnym urządzeniu przywiązanym do mojej brody.

- .....czy państwo chcą posiedzieć z kotem, kiedy będziemy mu podawać kroplówkę?

Nie bardzo rozumiejąc pytanie bąknęłam, że nie skoro tu zostaje, a my wracamy w takim razie do domu.

Uprzejma pani, uprzejmie wypisała rachunek co trwało wieki, ja w tym czasie przykleiłam nos do szyby, za którą było tysiąc półek z równiuteńko poukładanymi białymi paczuszkami różnej wielkości, saszetkami, puszkami. Wszystko białe.
....Co to u licha?
Sklep! Sklep z jedzeniem dla zwierząt, ale....nie byle jakich. Sklep z jedzeniem dla rasowców, czego dowodem były wypisane na szybie rasy psów.......Golden retriever, Yellow Retriever, Golden Flat Coat, Russian Retriever, English Staffordshire Bull Terrier, Jack Russell Terrier itd.......żadnego kundla. I dopiero teraz, kiedy emocje opadły, kiedy okazało się, że Stach żyć będzie w zdrowiu i szczęściu rozejrzałam się dookoła. W poczekalni sama rasowa zwierzyna i rasowe "człowieki". Eleganckie stroje, biżuteria, zegarki, fryzury, makijaże, nowoczesne klatki, wypasione koszyczki dla milusińskich i żadnego kundla. I kolejna niewiarygodna szyba z napisem.........ODDZIAŁ WALKI Z OTYŁOŚCIĄ.
Moje myśli wyglądały tak - !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jeden wielki wykrzyknik, nie wierzę.....ODDZIAŁ WALKI Z OTYŁOŚCIĄ!
Chyba kozetka psychoanalityka dla opiekunów tych zwierzaków, bo zwierzak sam sobie lodówki nie otwiera i nie je. Może się mylę, ale moje jedzą tyle ile dostaną ode mnie. Choć po tym co tam widziałam niczego już pewna nie jestem. Jeszcze raz spojrzałam na siedzące towarzystwo...nic się nie zmieniło, sami rasowcy. Spojrzałam na mojego męża i na mnie - brudne koszulki od wczołgiwania się pod samochód, wyświechtane jeansy i trampki. Na mojej głowie włosy upięte w coś, co kilka godzin wcześniej było kokiem, teraz czymś bliżej nieokreślonym, a pod pachą zakrwawiony ręcznik po Stasiu, bo nie było czasu biec znów na czwarte piętro po klatkę. No i nasz Staszek - chudzinka dachowiec. Wypisz, wymaluj trzy kundle.
Uprzejma pani wręczyła uprzejmie rachunek na 500 pln i dodała, że dochodzą jeszcze koszty pobytu, a za parę dni zabieg opatrzenia łapy ok.300 i wyrwanie dwóch połamanych kłów ok.250, razem jakieś 1000. Widząc moje przerażenie dodała, że tyle kosztują zabiegi w znieczuleniu.

Boska Tajemna Moc darowała Staszkowi drugie życie, mnie nic. Za to wydarła z portfela kilka stówek. A może dała - naukę, że zwierzę traktujmy jak zwierzę, byśmy nie leczyli u psychologa własnej duszy, żołądka pupila i innych jego organów.....oraz nauczkę, że w naturę czasem jednak należy ingerować i nie otwierać okien na oścież przy kocie:)

Świat schodzi na psy....raczej świat schodzi na ludzi;)


Dobrego dnia.
I.Bo

P.S.
Określenie "girlandy jelit" ukradłam od Krajewskiego:)

24 komentarze:

  1. 1000 PLNóW! ale ... serio?
    o żesz Ty kurcze pieczone!

    OdpowiedzUsuń
  2. o żesz...! nieźle skasowali. Dobrze, że kot przeżył :)

    OdpowiedzUsuń
  3. oddział walki z otyłością:DDD

    co tam kasa
    najważniejsze ze Staszek przezył!

    OdpowiedzUsuń
  4. biedactwo...
    i mam tu na myśli zarówno Staszka jak i Twój portfel;)
    N. miał kiedyś kotkę Maciejkę... no i ona lubiła ekstremalne skoki z balkoniku... kłopot był z tym, że miast spadać na 4 łapy, spadała tylko na 3 i pół( bo tyle tylko dane jej było posiadać)... to były dopiero niezapomniane "przygody":D

    OdpowiedzUsuń
  5. W takich momentach mam roboczą teorię, że po prostu dachowcom i kundlom nic złego się nie dzieje i to dlatego nie są brane pod uwagę. To pomaga, ale na chwilę, bo zaraz potem dochodzi do mnie, że to bzdura i dlatego właśnie trzymam krewetki. Są głupawe, nie integrują się z człowiekiem na całego i nie mruczą, ale nie miewają w zwyczajach włażenia pod auta i spadania z gzymsów. Coś za coś...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlatego ja nie mam zwierząt. Jakby mnie kot skasował na tysiaka to byłby girladną ale futrzaną na mojej szyi.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to Staszek poprzebywa sobie z vipami, biedny.
    Zainwestuj w moskitiere na okno - kot nie wylezie, okno bedzie otwarte, a i tak taniej wyjdzie niz kliniki dla vipow. U mnie moskietiery sie sprawdzaja.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podobno gdy kot wyskoczy z drugiego piętra to się zabije a z czwartego nie ...... bo ma więcej czasu na odpowiednie ułozenie się w locie ....chyba najbardziej optymalne jest 5-6 piętro .......... tak słyszałem :)

    Co do klinicznej części posta, to cieszę się, że mam z górki ..... pogłoski o inteligencji ludzi wzięły się z historyjek opowiadanych o garstce "kosmitów" którzy wyglądają jak ludzie ;) ..... standardowi ludzie to rasa dość ciężko myśląca, albo wcale .... i mało prawdopodobne, że to się zmieni. ;DDD

    I jeszcze chciałem dopisać, ze ten post o czekających co był i znikł był wyśmienity ...... minimum słów maximum obrazu ..... mnóstwo treści :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Badanie bioderek niemowlaka - około 50 złotych. To samo badanie psa (labrador chyba) około 300.

    Serio.

    Moja znajoma tak się wściekła, że hej, gdy z taką kwotą wystartowali do niej w klinice weterynaryjnej.

    A kotka żal...

    ...żal aż mnie boi...

    pzdr Was

    OdpowiedzUsuń
  10. nie wiem czy lubisz, może nie, ale zapraszam do zabawy "Dokończ myśli". Info u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jacek, bo ten post co był i się zmył, doprowadził mnie do szału. Zdjęcia ciągle źle się układały, a treści nie było tam, gdzie być powinna. Ale skoro mówisz, że była i to bez słów to podejmę kolejna próbę;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha! Twoich myśli jestem najbardziej ciekawa!!

    OdpowiedzUsuń
  13. kota rzeczywiście żal ale was - opiekunów kota, wcale. za brak odpowiedzialności trzeba ponosić konsekwencje i koszty. irytująca jest taka beztroska dorosłych ludzi. jeśli nie chcesz ingerować w naturę kota to go nie kastruj, nie karm (niech sam łowi zwierzynę)no i przede wszystkim nie trzymaj w domu...

    OdpowiedzUsuń
  14. ....aż strach pomyśleć, ze jesteśmy w dodatku domem zastępczym dla bidul ze schroniska.

    OdpowiedzUsuń
  15. strach... straszna to jest twoja zarozumiałość i głupota. bywaj.

    OdpowiedzUsuń
  16. ...chyba, bo ni w ząb nie rozumiem o czym piszesz, może to źle zrozumiany temat.....bywaj no i czuwaj, może znów będziesz mógł Drogi Anonimie mieć okazję, żeby się tu wykazać:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zawsze mnie zastanawiają osoby, które dzielą się swoją mądrością anonimowo ..... a potem jeszcze osobę do której przyszły w gości obrażą ..... Przypuszczam, że muszą być bardzo samotne i sfrustrowane .... hmmm

    OdpowiedzUsuń
  18. Jej, Bosiacka. A gdzie Wy żeście pojechali z tym Staszkiem? Bo są takie kliniki, do których się nie jeździ w Poznaniu.
    Druga sprawa: nie miej zaufania do kota, że nie spadnie, bo to dziecko paroletnie, które niestety nie wie, że jak się skoczy za ptaszkiem, to można spaść kilka pięter niżej. I się na błędach raczej nie nauczy.

    OdpowiedzUsuń
  19. No ja już teraz to wiem:), ale on za ptaszkiem nie, już chyba za stary jest, spacerował sobie po parapetach i łapka się ześlizgnęła.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jakby co, to ciocia Kasia co sprzedaje koty (takie mam przezwisko wśród dzieci koleżanek ;) jest byłą wolontariuszką, co 50 kotów własnymi rączkami do nowych domów oddała, więc służę w razie w ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Radą, znaczy się. Nie kotem, chociaż mam jeszcze 4 na podorędziu ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. byliśmy niedawno domem zastępczym przez dwa tygodnie dla małej kotki. daliśmy jej na imię Lonia:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Czyli wiesz z czym to się je :) Ładnie daliście na imię :)
    U mnie obecnie na wczasach mieszka Rysia - kot współwłaścicieli 8 bitów. Jest wesoło, bo 5 kotów w kawalerce to niezły kocioł :)

    OdpowiedzUsuń