wtorek, 22 marca 2011

Go to the mattresses

- Przyjedź do mnie.
- Przyjadę pod warunkiem, że nie będziemy rozmawiać o niemowlakach.
- Ok.
- Obiecujesz?
- Obiecuję, ale wiesz...., ty nie rozumiesz....
- Rozumiem. Dla przypomnienia - urodziłam dwoje dzieci.......

........moje jednak są już dość duże. Okres niemowlęctwa mam za sobą i przyznaję - choć zapewne zostanie to niezbyt dobrze przyjęte przez społeczeństwo - wcale za nim nie tęsknię. No bo za czym tu tęsknić?
Za tym, że myli się dzień z nocą, że ruszyć się nigdzie nie można, że cycki masz jak balony i wiecznie siedzisz z rozpiętą bluzka i karmisz, a jak nie karmisz, to kąpiesz, zmieniasz pieluchy i nie rzadko czujesz ciepłe wymiociny twego skarbeńka spływające po twoich plecach.
Tak - jestem tą straszną matką, która nie uważa tych wszystkich sytuacji za cudowne, a karmienie piersią nie było najwspanialszym przeżyciem z jakim przyszło mi się zetknąć. I nie ma różnicy w jakim wieku decydujesz się na dziecko. Dojrzałość lub jej brak nie ma tu żadnego znaczenia. Moje dzieci dzieli siedem lat i za pierwszym i drugim razem czułam dokładnie to samo. Można też założyć, że nie jestem dojrzała do dziś i stąd to "upośledzone" podejście do sprawy. Ale skoro nie dojrzałam w wieku trzydziestu ośmiu lat, to chyba już nie ma na to szansy i nie pozostaje mi nic innego jak tylko żywić nadzieję, że istnieją jeszcze inne, równie "niedojrzałe" kobiety jak ja.
Obserwuję swoje koleżanki, znajome, młode kobiety w rodzinie, które z zaciśniętymi ustkami wykonują miliony czynności niczym nakręcone roboty. Czynności związane tylko i wyłącznie z ich dziećmi. Jakby tylko po to istniały. Nie można z nimi usiąść przy stole, napić się kawy, porozmawiać. Biegają po domu nie spuszczając malca z oka, trzymają je ciągle na rękach i najgorsza rzecz na świecie.....mówią po niemowlęcemu!!!
- i cio, powieć cioci jak maś na imię.......
A ja w duchu warczę......nie jestem ciocią, jestem Izą!
Kiedy pytam jak dają radę, słyszę - nigdy nie byłam tak szczęśliwa!
I znowu ja mamroczę po nosem - no popatrz, ja byłam szczęśliwa już wcześniej....
Czasem wydaję mi się, że to prawda, że to mnie coś ominęło, ale kiedy podchodzę blisko i zaglądam głęboko w oczy to widzę.....i wtedy myślę - aha, mam cię!
Tylko dlaczego same to sobie robimy? Czy ktoś tak naprawdę wymaga od nas tego trochę głupiego poświęcenia? Społeczeństwo, matka, mąż? O co chodzi? To jakaś okrutna, wiekowa zmowa być musi. Tylko kto to wymyślił? Pewnie my same. I po co? Żeby się wzajemnie zadręczyć. Wiecznie ze sobą rywalizujemy....., nawet o to która jest lepszą matką. Z natury wredne jesteśmy bardziej niż mężczyźni. Same sobie to robimy i.....masz babo placek.
Przecież może być zupełnie inaczej. wszystko zależy od podejścia do tematu. Niezaprzeczalnie kochamy swoje dzieci (ja o swoich mówię bachory), ale nie może to oznaczać tego, że od teraz całe nasze życie podporządkowujemy małemu najeźdźcy.
Ja się na to nie godzę. To ja byłam pierwsza, ja zadecydowałam, że jesteś, więc teraz bądź tak miła droga dziecino i dostosuj się proszę do mojego życia, bo od tej chwili będziemy je jakby dzielić razem. Jak się domyślasz matkę masz fajną to i życie fajnym będzie. Współpraca mile widziana, żeby nie powiedzieć - konieczna.

Nie czekałam z rozmarzoną twarzą na dziecko. Ja przygotowywałam się do wojny. Byłam w okopach, na linii frontu z opracowaną wojenną strategią.
Miałam bunkier (do dziś go mam)- jednoosobowy. Nikogo tam nie wpuściłam. Bo to była moja wojna. Nie potrzebowałam sojuszników - koleżanek (bo dzieci jeszcze nie miały), męża (bo co biedny chłopina mógł o tym wiedzieć). Uzbrojona po zęby szłam na wojnę, "szłam na materace". Uzbrojona w cierpliwość i konsekwencję, nie zapominając nigdy o sobie.

Wygrałam dwie wojny. Jedną w wieku dwudziestu pięciu lat, drugą kiedy miałam trzydzieści dwa lata. Smak zwycięstwa czuję do dziś, a patrząc na moje dzieci umieram z dumy.
Z dzieckiem jak z "wrogiem". Musisz się przygotować do wojny, zejść do okopów, spacyfikować najeźdźcę, a potem to już tylko kochać....kochać.....kochać.



I.Bo

15 komentarzy:

  1. Jestem taka "niedojrzałą" matką :-), kocham na życie, ale ...No właśnie to ale...
    Doskonale Cię rozumiem Iza, doskonale...

    OdpowiedzUsuń
  2. gdybys wiedziala w jakie sedno w moim zyciu wlasnie trafiasz, ehhh...

    OdpowiedzUsuń
  3. noramlnie wyjełas mi te "wynurzenia" z ust moich własnych!!!
    podpisuje sie pod tym wszytskim rekami i nogami i zapisuje sie do klubu NIEDOJRZAŁYCH MAM z ogromna dumą!! :DDD
    oj , ja ja się ciesze ze sa takie normalne kobiety ja TY!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze zastanawiał mnie fenomen tych świergoczących, matek 'jak z reklamy proszku do prania', które nie pamiętają jak się nazywają, których worki pod oczami opowiadają ich noce...
    Wiem, że nigdy nie będę matką. Może to i dobrze, bo nie byłabym taką matką.
    Otulam dziecka uśmiechem;******

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko.....jakbym to sama napisała... Jest nas "niedojrzałych" więcej,niż się filozofom śniło! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ze strony ojca:

    przy Synku miałem takie powiedzonko: "Nie rozumiem, dlaczego ludzie chcą mieć drugie dziecko."

    Przy Córze czasem mam wątpliwości, czy nie była zbyt pochopną decyzja o drugim dziecku, ale... one są!

    Jak na razie ja i Żona jesteśmy dla nich najważniejsi, cały świat po prostu.

    NIC nie zastąpi mi uśmiechu Tymka, gdy wracam z pracy.

    Żadna wycieczka zagraniczna, żaden samochód lepszy, żadna plazma, żaden seks nawet...

    To jest człowieczeństwo...

    Ale pomarudzić też lubię, a jak!

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty suko, a swojemu każesz do mnie mówić wujku! Dzięki Bogu Kuba mądrzejszy od Ciebie i przemawia do mnie jedynie per Bartek Fetysz! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. no i ja się pod tym podpisuję. Mam jedno dziecię, więcej nie będie ... oj... co to to nie! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie dość, że suka, to jeszcze złośliwa, lubię Cię wkurzać tym "wujkiem":D
    Kuba regularnie pyta - " a Bartek Fetysz kiedy wróci z tego Londynu?". Tylko z forsą przyjedź, bo dziecko zakodowało, że do skarbonki wrzucasz jak Cię widzi:DDD

    OdpowiedzUsuń
  10. :D .... Sama prawda ..... jest takie powiedzenie: Dzieci to kupa radości .... z przewagą kupy ;P ........... a tak dodając jeszcze co nieco, to: kiedyś Lidka ogląda jakis program, gdzie kobiety skarżą się, że facetom wolno to a tamto, a jak kobieta zacznie to robić to zaraz biorą ją na języki .... no i słyszę z drugiego pokoju jak Lidka mówi do telewizora: No ale kto was bierze na te języki? Przecież to nikt inny, tylko inne kobiety ;P .....

    OdpowiedzUsuń
  11. Prawda. Pozdrowienia dla Lidki:D

    OdpowiedzUsuń
  12. :) ... Lidka też Cię pozdrawia ..... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. W temacie to ja jeszcze przed tematem, ale notka bardzo mnie pocieszyła, bo moje myślenie w temacie nie jest odosobnione ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie można niczego dla dziecka odpuszczać. I ma się dziecko i się bywa.(dzięki Iza) wszak nie można być jedną dupą na dwóch weselach. Więc albo zatapiamy się w tym całym macierzyństwie i jesteśmy tylko podkładką dla naszych dzieci, albo żyjemy tak jak żyliśmy...bo przecież szczęsliwi byliśmy zawsze:)

    OdpowiedzUsuń