
Na zdjęciu mój kot Staszek.
Kot Staszek odbył swój pierwszy lot. Lot z czwartego, kamienicznego piętra czyt. piąte normalne. Baliśmy się, że to się może przydarzyć, po tym jak przyłapaliśmy go na gzymsowo-parapetowych wycieczkach. Wmawiałam sobie, że aż tak ingerować w naturę nie należy....chyba jednak trzeba było. Staszek spadł, przeżył, jest w całości a nawet (bo to dość nieprawdopodobne) niczego sobie nie połamał. Biegnąc po schodach myślałam, że będę zbierać staszkowe flaki, że czekają na mnie na chodniku girlandy kocich jelit. Staszek czekał na nas pod samochodem, pod który w panice, nie rozumiejąc gdzie jest schował się przed światem. Mój mąż nie zważając na świat, który kilka minut wcześniej przeraził Stacha wczołgał się prawie w całości pod samochód w wielkiej kałuży i wydobył trzęsącego się nieszczęśnika, któremu z pyska i nosa wyciekała krew i inne płyny. W błyskawicznym tempie byliśmy w klinice, tam szybkie pierwsze oględziny i diagnoza, że chyba nic mu nie jest. Głębsza diagnoza - chyba jednak coś jest......powietrze w brzuchu - odma - brzmiała diagnoza....zostaje w klinice - powiedziała do mnie pani doktor o tak nienagannych dłoniach i paznokciach, że nie mogłam od nich oderwać oczu i zastanawiałam się czy te dłonie dotykają czasem zwierząt. Możliwe, że nie, bo podczas naszej wizyty tylko ja dotykałam Staszka, reszta trzymała się z dala i wyrokowała o przyszłych losach pacjenta. Dostąpiłam nawet zaszczytu pieszczoty promieniami rentegenowskimi w ważącym milion kilogramów gumowym fartuchu i dziwnym urządzeniu przywiązanym do mojej brody.
- .....czy państwo chcą posiedzieć z kotem, kiedy będziemy mu podawać kroplówkę?
Nie bardzo rozumiejąc pytanie bąknęłam, że nie skoro tu zostaje, a my wracamy w takim razie do domu.
Uprzejma pani, uprzejmie wypisała rachunek co trwało wieki, ja w tym czasie przykleiłam nos do szyby, za którą było tysiąc półek z równiuteńko poukładanymi białymi paczuszkami różnej wielkości, saszetkami, puszkami. Wszystko białe.
....Co to u licha?
Sklep! Sklep z jedzeniem dla zwierząt, ale....nie byle jakich. Sklep z jedzeniem dla rasowców, czego dowodem były wypisane na szybie rasy psów.......Golden retriever, Yellow Retriever, Golden Flat Coat, Russian Retriever, English Staffordshire Bull Terrier, Jack Russell Terrier itd.......żadnego kundla. I dopiero teraz, kiedy emocje opadły, kiedy okazało się, że Stach żyć będzie w zdrowiu i szczęściu rozejrzałam się dookoła. W poczekalni sama rasowa zwierzyna i rasowe "człowieki". Eleganckie stroje, biżuteria, zegarki, fryzury, makijaże, nowoczesne klatki, wypasione koszyczki dla milusińskich i żadnego kundla. I kolejna niewiarygodna szyba z napisem.........ODDZIAŁ WALKI Z OTYŁOŚCIĄ.
Moje myśli wyglądały tak - !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jeden wielki wykrzyknik, nie wierzę.....ODDZIAŁ WALKI Z OTYŁOŚCIĄ!
Chyba kozetka psychoanalityka dla opiekunów tych zwierzaków, bo zwierzak sam sobie lodówki nie otwiera i nie je. Może się mylę, ale moje jedzą tyle ile dostaną ode mnie. Choć po tym co tam widziałam niczego już pewna nie jestem. Jeszcze raz spojrzałam na siedzące towarzystwo...nic się nie zmieniło, sami rasowcy. Spojrzałam na mojego męża i na mnie - brudne koszulki od wczołgiwania się pod samochód, wyświechtane jeansy i trampki. Na mojej głowie włosy upięte w coś, co kilka godzin wcześniej było kokiem, teraz czymś bliżej nieokreślonym, a pod pachą zakrwawiony ręcznik po Stasiu, bo nie było czasu biec znów na czwarte piętro po klatkę. No i nasz Staszek - chudzinka dachowiec. Wypisz, wymaluj trzy kundle.
Uprzejma pani wręczyła uprzejmie rachunek na 500 pln i dodała, że dochodzą jeszcze koszty pobytu, a za parę dni zabieg opatrzenia łapy ok.300 i wyrwanie dwóch połamanych kłów ok.250, razem jakieś 1000. Widząc moje przerażenie dodała, że tyle kosztują zabiegi w znieczuleniu.
Boska Tajemna Moc darowała Staszkowi drugie życie, mnie nic. Za to wydarła z portfela kilka stówek. A może dała - naukę, że zwierzę traktujmy jak zwierzę, byśmy nie leczyli u psychologa własnej duszy, żołądka pupila i innych jego organów.....oraz nauczkę, że w naturę czasem jednak należy ingerować i nie otwierać okien na oścież przy kocie:)
Świat schodzi na psy....raczej świat schodzi na ludzi;)
Dobrego dnia.
I.Bo
P.S.
Określenie "girlandy jelit" ukradłam od Krajewskiego:)