Z powodu braku czasu zawieszam chwilowo działalność blogową. Ha i jak to zwykle bywa w takich przypadkach, pewnie za moment skrobnę coś przekornie. Albo będzie to złośliwość losu, że akurat chwila się znajdzie i wyjdę na głupka. Cóż, bywa....nie pierwszy raz. To jest zupełnie tak, jak się człowiek przed światem chwali, że dzieci nie chorują i trach, zaraz jakaś zaraza i 39 stopni jak na życzenie. Więc ani słowa. I ani słowa o porze roku na "j" - jak słusznie zauważył Gustav. Bo jak się już wypowie to słowo, to jest koniec świata, cuda wianki, las, 30-letni termos w kwiaty malowany, Grochowiak i nowa ambona w dragonowym kościele. Bardzo ładna zresztą, pachnąca pięknie drewnem. Chłód rano i zmęczenie koło 14-tej, "syndrom przedszkolaka" z opadającą na.....cokolwiek głową. Stare piosenki, stare filmy, przydługie sms'y, zaskakująca popołudniowa spontaniczność, najlepsze wieczory.
Bo kiedy jest "j" to jest wszystko, ale ani słowa.
I piosenki, które się mamrocze pod nosem idąc ze słuchawkami w uszach przez city. Ta wbiła się w łeb przedwczoraj i najmniejszego zamiaru nie ma, żeby opuścić.
Dobrych dni
I.Bo
Właśnie przypomniała mi się przeczytana przed laaaaaty książka Gene Gutowskiego "Od Holocaustu do Hollywood" i pamiętam, że nie mogłam pojąć jak uciekając spod hitlerowskiej kostuchy śmierci, leżąc gdzieś zdyszanym w rowie, można ot tak z napotkaną w tym miejscu dziewczyną (też zdyszaną i przerażoną) zwyczajnie się kochać. Zwyczajnie - niezwyczajnie, kto to wie. Dziś już nie wydaję mi się to takie dziwne. Postawieni w sytuacji ekstremalnej, sami siebie zaskakujemy.
Gene Gutowski urodził się tego samego dnia co ja, tyle, że w 1925.
Cisza po Lynchu
4 dni temu
Pierdolisz.
OdpowiedzUsuńkurcze nic nie kleje z tego posta
OdpowiedzUsuń:)))))).....cause we've got chemmie
OdpowiedzUsuńwe got a naughty chemical reaction
might call it love at first touch
I'm all struck down......:))))))
a ja będę czekała aż wrócisz, i już :)
OdpowiedzUsuńTrzeba czekać, nie ma wyjścia, nie weźmiesz kobiety i nie zmusisz jak nie może.
OdpowiedzUsuńJa staram się nic nie planować, bo kiedyś patrząc na "Madonnę sykstyńską" Rafaela ... dotarło do mnie, że gdzieś tam siedzą na jakiejś chmurce takie dwa małe aniołki jak na dole tego obrazu ...... i tylko patrzą kto tu sobie jakieś głupoty zaplanował i natychmiast mu te plany krzyżują ;) ... a potem tarzają się ze śmiechu na tej chmurce ;))
OdpowiedzUsuńKochanie się w takich skrajnych sytuacjach jest obroną organizmu przed stresem ... to jeden z mechanizmów obronnych naszego ciała.