czwartek, 31 marca 2011

Kobiety......

Nie byłabym sobą, gdybym tego tu nie wrzuciła.




Dobrego dnia.
Dziś ciepło.
I.Bo

środa, 30 marca 2011

Jakby nie było jest bardzo miło.

Nie ma na kogo liczyć. Nie ma co liczyć na to, że ktoś nam umili życie. To się zdarza tak rzadko, a potem co? No właśnie, potem nic. A człowiek czeka i myśli, że się powtórzy. No to czekaj.........Czekaj tatka latka, aż kobyłę wilcy zjedzą. Sam o siebie zadbaj i przyjemność sobie spraw. A raczej przyjemności sprawiaj sobie wiecznie. Wiecznie, czyli od teraz do śmierci i po śmierci dalej jakoś tak kombinuj, żeby się nie kończyło. Rób to na co masz ochotę. Że nie wolno, że nie wypada? A komu to oceniać? Sami przed sobą? Może, ale jak spisać listę zysków i strat, to i tak wygrywają zyski. Bo błysku w oku i zadowolenia nie zastąpi nic. No chyba, że komuś cierpienie sprawia przyjemność, to przepraszam. Rację ma.
Więc myśl człowieku i wymyśl wreszcie, żeby było rozkosznie. Nawet nieprzyzwoicie. Sam dla siebie.
Bo nikt inny dla ciebie tego nie zrobi.
Człowieku.



I.Bo

sobota, 26 marca 2011

Czyści

Stanisław Grochowiak

Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać

Ona ukleja najbogatsze formy
Ratuje kopciem
Ściany kostnicowe
W zziębłość posągów
Wkłada zapach mysi

Są bo na świecie ludzie tak wymyci
Że gdy przechodzą
Nawet pies nie warknie
Choć ani święci
Ani są też cisi



Dobrego dnia.
I.Bo

piątek, 25 marca 2011

Powstałam z martwych. Dziś o poranku.




I.Bo

czwartek, 24 marca 2011

Go to the mattresses cz.II

Krótka instrukcja obsługi

- Ciąża to nie choroba, można robić wszystko na co ma się ochotę ( no prawie wszystko:D)

- Poród to nie rzeź. Zwyczajna sprawa. Owszem wymaga wysiłku i to niemałego, ale......kobieta potrafi wiele:). Żeby nie trwało zbyt długo nie należy zasuwać do szpitala przy pierwszym uczuciu bólu. Ja troszkę przegięłam i za pierwszym i za drugim razem. Zwłaszcza za drugim......chciałam zobaczyć rozdanie Oskarów, a jak wiadomo najważniejsze nagrody są na końcu. W związku z tym, dojechałam do szpitala w tzw. ostatniej chwili, co skutkowało niewiarygodnie szybką akcją. Ot przyszła, urodziła i poszła. Poszła ku przerażeniu szpitalnego personelu pod prysznic zaraz "po". Personel wrzeszczał pod drzwiami, że do łóżka, a ja, że owszem, ale dopiero po kąpieli, bo mnie zaraz szlag trafi jak tego nie zrobię. Bardziej zmęczyło mnie to tłumaczenie niż sam poród chyba. Po wyjściu z łazienki wytłumaczyłam wystraszonej pielęgniarce że "ja tak mam" i bardzo proszę nie panikować, bo ja nie mdleję, mam się świetnie i idę sobie poczytać.

- obsesyjnie nie myśleć o karmieniu piersią i wyrzucić z głowy myślenie, że jak nie napije się z cycka to na pewno zapadnie na milion przerażających chorób. Nie pije z cycka - napije się z butelki. Myślenie takie sprawia, że jest się bardzo zrelaksowanym, a jak się jest już zrelaksowanym to z cycków mleko się leje, dzidzia pije i wszyscy są szczęśliwi jak w amerykańskim filmie. Szczęśliwa matka - szczęśliwe dziecko.

a co dalej......

- ..... zwyczajnie. Spokój i tylko spokój. Maleńkie dzieci nie robią nic innego tylko śpią, jedzą i wydalają, więc pracy prawie przy nich nie ma. Wspaniały moment, żeby zrobić coś ze sobą. Nie włóczyć się po domu w dresie i wyciągniętej bluzie, z tłustymi włosami i skwaszoną miną. Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że w szpitalu też nie wyglądamy ja zombi. Zróbmy to dla siebie i tych biednych lekarzy, którzy codziennie muszą oglądać u nas to i owo, więc przyzwoity wygląd nie zaszkodzi.


- Zaczyna się życie z maluchem i jak napisałam wczoraj, okres niemowlęctwa nie zaliczam do najatrakcyjniejszych, ale przeżyć się da, a nawet trzeba. Więc umilajmy go sobie różnorako. Zapraszajmy gości, wychodźmy do znajomych (z dzieckiem można zrobić wszystko i wszędzie), do kina, teatru, na koncerty, zostawiajmy maluchy z dziadkami, niech się przyzwyczajają od początku i jedni i drudzy. W ten sposób moje bachory uwielbiają jeździć na całe weekendy do dziadków, to zupełnie inna rozrywka niż z rodzicami. Dzieci wcale nie potrzebują nas 24 godziny na dobę, a już na pewno nie naszej zbolałej miny.

No i życie toczy się dalej, kiedyś byliśmy sami i szczęśliwi, teraz bądźmy w składzie rozszerzonym i też szczęśliwi. Dziecko nie ogranicza, to my sami się ograniczamy. Nie wiem dlaczego. Wracajmy do pracy, dzieci w żłobkach i przedszkolach dla najmłodszych nie umierają. To normalne miejsca. Moje pierwsze dziecko miało opiekunkę, drugie żłobek - bez różnicy. Zdrowe, zadowolone i niebeczące.

Nie przesadzajmy, zwyczajnie nie przesadzajmy. Kochajmy je najbardziej na świecie, ale dobrze jest kiedy nie zastępują nam innych dziedzin życia. Praca to praca, rozrywka to rozrywka, seks to seks, a dziecko to dziecko. Miłość aż po kres, nigdy w zamian.

Zasada DZIECINNIE prosta: szczęśliwy rodzić - szczęśliwe dziecko!

P.S
Kiedy ktoś do nas wpadał, lub my nie byliśmy w domu nie robiliśmy ceregieli z kąpaniem. Po prostu się nie odbyło. Chusteczki do tyłka, a kąpanie rano.
Nie szorowałam ciągle podłogi, raczkujące dzieci wychowywały się na podłodze ze zwierzętami (kotami) - obsesja toksoplazmozy u kobiet w ciąży wciąż jest dla mnie zaskakująca.
Nie wyparzałam wszystkiego....właściwie nie wyparzałam chyba niczego.
Nie nosiłam ciągle na rękach, bo....nie chciało mi się.
I szłam we wszystkim na skróty:)
I wszystko to przygotowałam sobie siedząc w bunkrze. To jest moja wojenna strategia.

A i jeszcze jedno - rodźcie dzieci wcześniej, po trzydziestce wszystkie matki są zaprzeczeniem tego co napisałam powyżej - horror:D

Może to się kiedyś komuś przyda.



P.S do P.S
czyli.....
będąc ostatnio na spacerze z bliskim znajomym, powiedziałam, że żałuję, że nie mam więcej dzieci:)

I.Bo

wtorek, 22 marca 2011

Go to the mattresses

- Przyjedź do mnie.
- Przyjadę pod warunkiem, że nie będziemy rozmawiać o niemowlakach.
- Ok.
- Obiecujesz?
- Obiecuję, ale wiesz...., ty nie rozumiesz....
- Rozumiem. Dla przypomnienia - urodziłam dwoje dzieci.......

........moje jednak są już dość duże. Okres niemowlęctwa mam za sobą i przyznaję - choć zapewne zostanie to niezbyt dobrze przyjęte przez społeczeństwo - wcale za nim nie tęsknię. No bo za czym tu tęsknić?
Za tym, że myli się dzień z nocą, że ruszyć się nigdzie nie można, że cycki masz jak balony i wiecznie siedzisz z rozpiętą bluzka i karmisz, a jak nie karmisz, to kąpiesz, zmieniasz pieluchy i nie rzadko czujesz ciepłe wymiociny twego skarbeńka spływające po twoich plecach.
Tak - jestem tą straszną matką, która nie uważa tych wszystkich sytuacji za cudowne, a karmienie piersią nie było najwspanialszym przeżyciem z jakim przyszło mi się zetknąć. I nie ma różnicy w jakim wieku decydujesz się na dziecko. Dojrzałość lub jej brak nie ma tu żadnego znaczenia. Moje dzieci dzieli siedem lat i za pierwszym i drugim razem czułam dokładnie to samo. Można też założyć, że nie jestem dojrzała do dziś i stąd to "upośledzone" podejście do sprawy. Ale skoro nie dojrzałam w wieku trzydziestu ośmiu lat, to chyba już nie ma na to szansy i nie pozostaje mi nic innego jak tylko żywić nadzieję, że istnieją jeszcze inne, równie "niedojrzałe" kobiety jak ja.
Obserwuję swoje koleżanki, znajome, młode kobiety w rodzinie, które z zaciśniętymi ustkami wykonują miliony czynności niczym nakręcone roboty. Czynności związane tylko i wyłącznie z ich dziećmi. Jakby tylko po to istniały. Nie można z nimi usiąść przy stole, napić się kawy, porozmawiać. Biegają po domu nie spuszczając malca z oka, trzymają je ciągle na rękach i najgorsza rzecz na świecie.....mówią po niemowlęcemu!!!
- i cio, powieć cioci jak maś na imię.......
A ja w duchu warczę......nie jestem ciocią, jestem Izą!
Kiedy pytam jak dają radę, słyszę - nigdy nie byłam tak szczęśliwa!
I znowu ja mamroczę po nosem - no popatrz, ja byłam szczęśliwa już wcześniej....
Czasem wydaję mi się, że to prawda, że to mnie coś ominęło, ale kiedy podchodzę blisko i zaglądam głęboko w oczy to widzę.....i wtedy myślę - aha, mam cię!
Tylko dlaczego same to sobie robimy? Czy ktoś tak naprawdę wymaga od nas tego trochę głupiego poświęcenia? Społeczeństwo, matka, mąż? O co chodzi? To jakaś okrutna, wiekowa zmowa być musi. Tylko kto to wymyślił? Pewnie my same. I po co? Żeby się wzajemnie zadręczyć. Wiecznie ze sobą rywalizujemy....., nawet o to która jest lepszą matką. Z natury wredne jesteśmy bardziej niż mężczyźni. Same sobie to robimy i.....masz babo placek.
Przecież może być zupełnie inaczej. wszystko zależy od podejścia do tematu. Niezaprzeczalnie kochamy swoje dzieci (ja o swoich mówię bachory), ale nie może to oznaczać tego, że od teraz całe nasze życie podporządkowujemy małemu najeźdźcy.
Ja się na to nie godzę. To ja byłam pierwsza, ja zadecydowałam, że jesteś, więc teraz bądź tak miła droga dziecino i dostosuj się proszę do mojego życia, bo od tej chwili będziemy je jakby dzielić razem. Jak się domyślasz matkę masz fajną to i życie fajnym będzie. Współpraca mile widziana, żeby nie powiedzieć - konieczna.

Nie czekałam z rozmarzoną twarzą na dziecko. Ja przygotowywałam się do wojny. Byłam w okopach, na linii frontu z opracowaną wojenną strategią.
Miałam bunkier (do dziś go mam)- jednoosobowy. Nikogo tam nie wpuściłam. Bo to była moja wojna. Nie potrzebowałam sojuszników - koleżanek (bo dzieci jeszcze nie miały), męża (bo co biedny chłopina mógł o tym wiedzieć). Uzbrojona po zęby szłam na wojnę, "szłam na materace". Uzbrojona w cierpliwość i konsekwencję, nie zapominając nigdy o sobie.

Wygrałam dwie wojny. Jedną w wieku dwudziestu pięciu lat, drugą kiedy miałam trzydzieści dwa lata. Smak zwycięstwa czuję do dziś, a patrząc na moje dzieci umieram z dumy.
Z dzieckiem jak z "wrogiem". Musisz się przygotować do wojny, zejść do okopów, spacyfikować najeźdźcę, a potem to już tylko kochać....kochać.....kochać.



I.Bo

poniedziałek, 14 marca 2011

My

Stojąc na rozżarzonej ziemi
Parząc nagie stopy
Z rękami i głową podniesioną do nieba
Czujesz jak dotykasz deszczu, a ten bezczelnie zalewa tobie twarz
I nie wiesz, która twoja połowa jest lepsza
I wciąż zadajesz sobie pytanie
Czy lepiej spłonąć na ziemi czy utopić się w niebie.




I.Bo

wtorek, 8 marca 2011

!;)

No cóż......WSZYSTKIEGO DOBREGO DZIEWCZYNKI!!!!!!;)))




I.Bo

piątek, 4 marca 2011

O prezentach zapomnij...

Ja: Po trzynastu latach bycia żoną i matką, obcowaniu codziennym ze sprzętem domowym przyznaję, że pralka wciąż mnie zaskakuje. Nie dość, że nie zawsze oddaje mi wszystko co do niej wkładam, to dziś wypluła mi pod nogi hektolitry białej piany. Przyklęknęłam, spojrzałam jej prosto w bęben i powiedziałam:...kochana, i ty i ja musimy tu razem tkwić, więc lepiej będzie jak zaczniemy współpracować....Poklepałam ją po boku i ruszyła dalej, kończąc proces prania spektakularnym finiszem w postaci 1000 obrotów.

A: Wszystko przez to że tylko od niej "bierzemy" nic nie dając w zamian, stale wymagamy i wymagamy... pracuje non stop na wysokich obrotach.... i powiedziała dzisiaj: Mam dość !!! Dlatego jutro będę jej psychoanalitykiem, zerknę w jej wnętrze i wyczyszczę filterek mówiąc do niej czule. Wypijemy poranną kawę i humor będzie miała lepszy ;D

Ja: Widać z pralką jak z kobietą - poranne pieszczoty + kawa i dziewczyna zachwycona. Tylko Arek błagam Cię, nie kupuj jej prezentów, dzieci potrzebują nowych ubrań!:)

A: eeee tam.... mały gift nie zaszkodzi. Mam na oku persil do koloru 13+ oraz zmiękczający Silan pod bęben na noc.


Ta sytuacja i rozmowa miała miejsce 3 grudnia. Wiem to - sprawdziłam, ponieważ została opisana przeze mnie w innym miejscu. Pralka się doczekała - wczoraj.
I jak to z mężczyzną bywa - trzy miesiące obsuwy i bez prezentu, jedynie czyszczenie filterka. Klasyka!!!:D

I.Bo

środa, 2 marca 2011

Quel bonheur......

...bo w życiu
dętym
smętnym
mętnym
pokrętnym
pogadać z kimś inteligentnym chcę ....