poniedziałek, 28 czerwca 2010

Nawet jeśli

Nawet jeśli nie jesteśmy samotnymi ludźmi, pozostaje w nas na zawsze ten kawałek nigdy przez nikogo niepoznany. Ten kawałek duszy utkany z dziecięcych wspomnień, najdelikatniejsza nić bytu i niebytu. Najtrwalsza jednocześnie, ta która nierozerwana pozostaje do samego końca. Rozmazany trochę obraz. Znasz tę melodię, gdzieś już ją słyszałeś. Szukając w pamięci zawsze ją odnajdujesz. Kto choćby raz nie fruwał wysoko w swoim śnie. Kto choć raz nie chciał w snach uciekać nie mogąc ruszyć się z miejsca.

- Kiedy mówiłaś, że to niemożliwe, miałaś na myśli nigdy, czy że wtedy?
- Wtedy nie mogłam odpowiedzieć inaczej.

sobota, 26 czerwca 2010

Jeśli szukasz swojej połówki
to pamiętaj, że nie ma mężczyzn
zbyt inteligentnych,
ani zbyt bogatych,
są jedynie zbyt żonaci.

wtorek, 22 czerwca 2010

Poprzeczka

Jakiś czas temu, kiedy w moje życie osobiste wkroczyły pewne zawirowania i na jakiś czas straciłam orientację, powiedziałam do mojej przyjaciółki tak -".....wiesz Magda, jeżeli chodzi o mężczyzn być może mój błąd polega na tym, że postawiłam poprzeczkę tak wysoko, że.....że (tu rozkładam ręce i rozglądam się po pokoju).....że sama już jej nie widzę!!!". Magda kulała się po podłodze ze śmiechu, ja najpierw poryczałam się z rozpaczy, a potem razem z Nią leżałam na podłodze i płakałam ze śmiechu. Podobno opowiedziała tę historię w Sądzie gdzie pracuje (efekt był taki sam) i podobno zdanie to poszło dalej w świat powodując, że za każdym razem ktoś roni łzę albo się śmieje.......na podłodze oczywiście.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Nie mogła wbić łopaty w zbitą, suchą ziemię. Próbowała, wytężając wszystkie swoje siły i powtarzając sobie w duchu, że w końcu się uda. Ramiona bolały, a narzędzie trzymane w dłoniach odskakiwało przy każdym uderzeniu. Nie jadła, nie piła, nie spała, postanowiła, że zasadzi w końcu to cholerne drzewo. Zawsze marzyła o drzewie, prawdziwym, ogromnym drzewie. Wyobrażała sobie jego rozłożyste konary pełne pięknych liści. Wspomnienie z dzieciństwa. Leżąc pod drzewem wpatrywałą się w migoczące między liśćmi słońce. Cudowna iluminacja, bajkowy świat wymyślony w dziewczęcej głowie powracał coraz częściej. Cieszył ją i dobijał zarazem, udawadniając, że choć dorosła, zupełnie dorosłą nie jest. Myślała, o tym, że być może jest ktoś jeszcze, kto oddałby wiele, by znów leżąc pod drzewem mrużyć oczy w słońcu i widzieć to, czego inni nie zobaczą. A może chodzi o to, aby zawsze pod drzewem być samemu, bo inaczej czar nie działa? Zapach kwiatu lipy i zapach jaśminu. Zapach koszonej trawy koniecznie. Straciła poczucie czasu.

piątek, 18 czerwca 2010

Typuj swój typ, może wygrasz.

Znałam kiedyś dziewczynę, która pracowała w pewnej firmie farmaceutycznej, studiowała kosmetologię i prowadziła gabinet kosmetyczny w swoim mieszkaniu, które znajdowało się w niedalekim sąsiedztwie mojego. Poznałam ją przez moją sąsiadkę (Aniu serdecznie pozdrawiam) i właśnie z Nią lub z całą zgrają znajomych i koleżanek wpadałyśmy na wspaniałe zabiegi kosmetyczne. Prawdę mówiąc były to bardziej huczne spotkania towarzyskie z pysznymi przekąskami, niezliczoną ilością gatunków alkoholi a fotel kosmetyczny i któraś z nas na nim stanowił jedynie scenografię. Na prawdziwe zabiegi przychodziłyśmy osobno. Nie.....zapomniałam, kiedy przychodziłyśmy w większej grupie wszystkie po wizycie miałyśmy obłędne paznokcie. Tak, Kaśka zawsze coś tam z nami robiła jednak. Miała cudowny sposób na depilację, która do przyjemnych nie należy. Przy świecach i muzyce regularnie dolewała wina sobie i ofierze, co powodowało, że sama nie miała stresu, a biedaczka poddana torturom absolutnie nie odczuwała bólu i tym samym nie kopała Kaśki. Kacha mieszkała sama, od czasu do czasu pojawiał się jakiś facet, ale ona ciągle kiwała głową i mówiła, że to nie to. Kiedyś zapytałyśmy ją o facetów i co się okazało. Kilka lat temu była szalenie zakochana w mężczyźnie, który wydawałoby się również odwzajemniał to uczucie. Byli ze sobą kilka lat i plany na przyszłość brzmiały poważnie. Zbliżało się wesele jakiegoś jego kolegi, na które mieli razem pojechać nie pamiętam już do jakiego miasta. Księciunio jednak oświadczył na dwa dni przed, że ma jakiś pilny wyjazd służbowy, że bardzo przeprasza, ale nie pojadą. Kaśka trochę zdziwiona, ale pomyślała, że i tak się zdarza. Miała jednak złe przeczucia i coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Wydzwaniała, księciunio nie odbierał telefonu. Z niewyjaśnionych dla siebie powodów zrobiła coś kompletnie nienormalnego. Zabrała swojego psa, wsiadła w samochód i pojechała na ślub. Myślała o tym, że może przyłapie go z inną. Kupiła kwiaty, znalazła kościół i czeka. Ceremonia się rozpoczęłą, a Ona stoi przed kościołem i myśli -.....Boże jaka jestem głupia, jak mogłam tak pomyśleć, to absurd. I kiedy miała wsiadać do samochodu nagle widzi swojego ukochanego z nową oblubienicą w uściskach, jak zmierza do kościoła z wielkim bananem na gębie. Podobno omal nie zemdlała na kościelnym placu, a księciunio jak gdyby nigdy nic ominął ją rzucając zdawkowe "cześć". Nie wie, jak dojechała do Poznania, to cud, że nie rąbnęła w jakieś drzewo. Niestety miłość jej nie przeszła, myślała o nim miesiącami. Mieli mnóstwo wspólnych znajomych, więc wiedziała na bieżąco co u niego. On się ożenił z nowa panią i spłodził bobasa. Powiedziała mi, że najgorszą rzeczą jaką zrobiła to fakt, że kiedyś podjechała pod jego dom i rozryczała się jak dziecko na widok śpioszków suszących się na balkonie. Martwiłam się, że nadzieja nigdy nie nadejdzie......do czasu kiedy byłam u Niej po raz ostatni. Wychodziłam od niej dość późno, a Ona pyta się w co ma się ubrać, bo jedzie do szpitala do jakiegoś lekarza na spotkanie. Ja na to -...to Ty tak późno leki opychasz? Zobaczyłam ten wyraz twarzy i wiedziałam co jest na rzeczy. Pytam kto to, jaki, ile lat, jak wygląda? Nigdy Iza go tobie nie pokażę, bo umrzesz, ze śmiechu. Ja patrzę, a w oczach mam dwa znaki zapytania. Kaśka na to - tak, tak jak pomyślałaś sobie, jest mały, łysy, grubszy i.......z wąsem!!! Ale jak przy mnie jest i zaczyna mówić to mam miękkie kolana. I pojechała.
Już jej więcej nie widziałam. Dowiedziałam się po dwóch miesiącach, że zamknęła gabinet, wynajęła swoje mieszkanie i przeniosła się do lekarza. O księciuniu nareszcie zapomniała. Nie widziałam jej już prawie dwa lata, ale wierzę, że jej życie nareszcie ocieka miłością.
Podobno każdy ma swój typ w wyborze partnera, swoje preferencje, tylko jakoś dziwnie mijają się one z tym, kto leży obok nas w łóżku. Czasami wydaje się, że ktoś jest olśniewający do czasu kiedy nie otworzy ust i odwrotnie, niby nic, a kiedy się jest w towarzystwie tej osoby zwyczajnie "miękną nam kolana". Więc do niczego to nasze typowanie, nigdy nie wiadomo kiedy trafi nas strzała amora. To nieprzewidywalne i nieuniknione jednocześnie. To cudowne.
Nie zadziwi mnie już w tej dziedzinie nic, ludzie łączą się według klucza, który nie istnieje. Każdy związek jest możliwy, absolutnie każdy, jestem tego pewna. Nawet te o których 99 osób na 100 powie, że to się nie uda. Jeżeli obie strony chcą mogą WSZYSTKO.

Przypomniało mi się dzisiaj podczas prasowania pewnej koszuli, że uwielbiam mężczyzn w białych koszulach. Tak, mam to od.....zawsze chyba. Chodzi o ten moment kiedy koszula jest już ubrana, ale jeszcze nie zapięta, lub już jest rozpięta, bo za chwilę wcale jej nie będzie.

Truskawki na śniadanie, na drugie śniadanie, na każdy posiłek. Truskawki sote ( nie mam pojęcia jak się to pisze), truskawki z cukrem, truskawki w białych miseczkach z białą śmietaną. Truskawki z Gyrosem. Naleśniki z truskawkami, sernik z truskawkami i koktajl truskawkowy. Jak tak dalej pójdzie obudzę się jutro z ogonkiem.

Dobrego wieczoru.

środa, 16 czerwca 2010

Wyszoruj sobie duszę, jak nie potrafisz to może ktoś cię wybawi

Uwielbiam sprzątanie, zwłaszcza kiedy nikogo nie ma w domu. Sprzątanie z całą rodzinną ekipą jest trudniejsze, bo nie dość, że trzeba przestawiać meble i przedmioty, to wraz z nimi ludzi. Uwielbiam je zwłaszcza kiedy odbywa się rano, wszyscy wysłani do odpowiednich instytucji, wtedy kawa, zakasane rękawy i....szaleństwo. Dostaję absolutnego przypływu boskiej energii i zapierdalam po mieszkaniu jak perszing. W szczególności upodobałam sobie podłe mycie powierzchni podłogowych i kiedy widzę jak z każdym pociągnięciem mopa robi się idealnie czysta, dostaję mózgowego olśnienia. Mop w wodę, wyciskanie i cztery zamaszyste pociągnięcia. Natychmiastowa analiza ostatnich wydarzeń przyspiesza z prędkością światła. No tak, trzeba było najpierw myć podłogę zanim powiedziałam to i tamto. Błąd. Trudno, następnym razem trzeba bardziej się mieć na baczności. Lub inny błąd - dlaczego kretynko nie powiedziałaś tego wtedy. Trudno, następnym razem powiem więcej, żeby nie było wątpliwości i tego idiotycznego kluczenia w ciemności. Mop, wiadro, podłoga - a rodzice i brat? Mop, wiadro, podłoga - przyjaciele...yyy....gdzieś się zapodziali, bo to co nas teraz łączy nawet obok przyjaźni nie stoi. Mop, wiadro, podłoga - i dokończ to co zaczęłaś, bo inaczej będziesz beczeć w poduchę. Jasne, w końcu nie pierwszy raz. Mop, wiadro, podłoga - będziesz tęsknić jak wyjedzie? Kur**, niestety tak.
Im bardziej zatracona w tej znienawidzonej przez kobiety czynności, tym bardziej czuję jak drzemiące w kruchych naczyniach krwionośnych podłość, żal, smutek, zwątpienie wyłażą i rozmazują się na powierzchni pięknych stuletnich desek zamieniając się w sterylną czystość o zapachu boskości.-
ALLELUJA - śpiewają anioły - dusza uratowana.
Dzięki domowym porządkom rozstrzygnęłam dylemat, jaki zapach uwielbiam najbardziej - bzu czy konwalii. Otóż w tym celu udałam się do popularnej w całej Polsce sieci sklepów Rossman i tam wypatrzywszy na półce środek do czyszczenia zdaje się wszystkiego, wybrałam te o wyżej wymienionych zapachach. Odkręciłam zakrętki i wącham. Ponieważ na stojąco było mi nieszczególnie wygodnie z dwiema butlami płynów plus własną torebką więc przykucnęłam, a właściwie przyklęknęłam w narożniku na podłodze. Widzę kątem oka, że ochroniarz krąży wokół mnie. Ale nic, ze spokojem sobie wącham, bo postanowiłam, że ostatecznie zakończę ten wewnętrzny spór. I już wiem, że to BEZapelacyjnie bez!. Zakręcam butelkę podnoszę głowę, chcę wstać, a ten stoi nade mną jak kapo........i przysięgam myślałam, że zaraz rozepnie rozporek.

Dziś wsiadając do tramwaju na schodach pewna pani za mną przydepnęła mi klapka. Ja w środku stoję na jednej nodze jak czapla, a ona przeprasza i chce go podnieś. Niestety jakoś jej nie wyszło i klapek wylądował pod tramwajem na torowisku. Ja dostałam histerycznego napadu śmiechu, ona przerażona, ktoś wrzeszczy żeby motorniczy nie ruszał. Udało się go uratować, za sprawą przesympatycznego starszego pana z teczką i w pięknej różowej koszuli. Ów jegomość w wielkim poświęceniu - poświęcenie bardziej dotyczyło koszuli niż jego samego - odłożywszy teczkę położył się plackiem na chodniku, zanurkował pod tramwaj i tym samym stał się mym dzisiejszym wybawcą. Dobrze, że nie był to tramwaj niskopodłogowy, bo jechałabym wtedy częściowo naga.

piątek, 11 czerwca 2010

Zwłoki......niestety moje.

Właśnie wróciłam do domu i umarłam.....prawdopodobnie mój duch opuścił zagotowane ciało, stoi teraz obok mnie i wydaje mu się, że stuka w klawiaturę.
Pomimo, że to zwłoki postanowiłam, że pójdę i obmyję je zimną wodą zanim mnie pogrzebią (mam nadzieję, że Arczi mnie ładnie ubierze......w razie czego niech dzwoni do Gyro wtedy z pewnością będzie cudownie, telefon na lodówce) lub zanim ktoś to zauważy i rozszarpią mnie głodne psy...tak czy owak lepiej być czystym i choć nie wiem czy można użyć tego zwrotu w stosunku do zwłok – świeżym.
Ludziom od tego upału miesza się w głowach, nawet moim żulom pod bramą, ponieważ pozamiatali cały chodnik przed kamienicą miotłą wypożyczoną ze sklepu o dźwięcznej nazwie „Lewiatan”. W ich przypadku zwrot „ stracić rozum” nabiera zupełnie innego znaczenia.
W tej chwili, w moich stuletnich kamienicznych murach panuje temperatura +29 stopni, ale........co nas nie zabije to nas wzmocni (uwielbiam to powiedzenie), niestety już nie w odniesieniu do mnie, ponieważ umarłam.......niestety.
Izabella – trup.



P.S.
Mam zamiar schłodzić moje zwłoki w Dragonie lub w Kontener Art, nie wiem gdzie mają lepsze lodówki:)
Zgaduj zgadula w której ręce złota kula.

wtorek, 8 czerwca 2010

Nie ma tematu

Pokażcie mi dziewczynę, która na wakacyjne miesiące nie planuje pochłonięcia dwóch opakowań pigułek antykoncepcyjnych bez wymaganej przerwy na miesiączkę, a z premedytacją nie kupię sobie pięknej, kolorowej sukienki, którą oglądam od tygodni w pewnym sklepie, nie rzadko przyklejona do szyby wystawowej. Właśnie. Prawie zapomniałam o tym praktycznym procederze i pewnie bym go ominęła gdyby nie uroczy wieczór spędzony nie dawno w towarzystwie 17 młodych kobiet, pewnej dawki alkoholu i bez żadnego mężczyzny niemal do rana. Właściwie nie niemal, tylko po prostu do rana. Fakt, kiedy Oko Saurona (czyt. Arczi) przyjechał celem zabrania mnie do domu był mocno zaawansowany czwartkowy świt. Ale nie udało się to tak od razu, ponieważ ja i moje jeszcze pozostałe na imprezowym posterunku koleżanki, oświadczyłyśmy z wrodzonym wdziękiem, że do domu jeszcze nie i ku licznym namowom jednej z nich wyruszyliśmy do jej domu, gdzie oczekiwał narzeczony. Oczekiwał na Nią, nie na nas, co łatwo można było zauważyć w pierwszej sekundzie kiedy otworzył nam drzwi. Choć bardzo się starał (a może nie), nie udało się ukryć przebiegającego po twarzy stanu wkurwienia i niewyraźnego przebąkiwania, że dzieci wstaną za dwie godziny, a my chcemy jeszcze wódki. W sumie mu się nie dziwię, ale kto na miłość boską nie ma dzieci?! Ja mam!
No właśnie, ale byłam jedną z niewielu na imprezie , która dzieci miała i to dwoje i to już takie "stare". Przedstawiana głównie jako siostra Mikołaja (Mikołaj - mój 29-letni brat) słyszałam jedno zdanie - ...aaaa to Ty jesteś siostrą Mikołaja?! Nie pytałam dlaczego, wolałam nie rozwijać tematu, ponieważ nie byłam pewna co mogę usłyszeć. No nic.
Tak czy owak, dawno nie byłam na podobnym spotkaniu w towarzystwie tylu bab. Właściwie to chyba nigdy. Fantastycznie...najpierw pokonwersowałam sobie z dziewczynami których imion nie pamiętam przy stole z alkoholami i jedzeniem, a po jakimś czasie kiedy ten pierwszy się skończył opuściłam towarzystwo chwyciwszy swój pusty kieliszek i udałam się do kuchni aby pomóc Pani domu. Za mną ruszyła dość liczna grupa i w ten to sposób impreza częściowo przeniosła się do kuchni. Nie do końca wszystkiego chciało się słuchać, były tzw. tematy kamienie np. porody, choroby, odchudzanie.....potworna nuda. Było też o mężach, byłych mężach, narzeczonych, kochankach, porzuconych żonach i znienawidzonych żonach. Nawet mnie trochę strach obleciał na samą myśl, że mogłabym kiedyś być porzuconą lub znienawidzoną byłą żoną, lub co gorsza jednocześnie porzuconą i znienawidzoną. Ale natychmiast rozwiałam niemądre myśli a upewniłam się, że to zupełnie niemożliwe następnego dnia rano w objęciach ukochanego. I jeszcze.... rozbawiła mnie do łez rozmowa dziewczyn z aparatami na zębach o wykonywaniu pewnej dobrze Państwu znanej czynności umilającej nasze życie erotyczne, a wyobrażany sobie dźwięk w pośpiechu zdejmowanych gumek które jakoby mają zaciskać korygowany zgryz powraca ciągle w myślach.
Lepsze niż pończochy:)
Dobrego dnia życzę.